Nick Sailes miał
wypadek samochodowy. Jest z nim bardzo źle. Aktualnie znajduje się na Oddziale
Intensywnej Terapii.
Niby
w obliczu największej grozy człowiek nie myśli. Ja jednak to robiłam. Wstałam,
nadal wodzona strachem, z zasłoną łez na oczach, i pokierowałam się do kanapy.
Wzięłam ciocię pod ramię, powoli kierując się do wyjścia. Zdjęłam z haczyka
przy drzwiach kluczyki do mojego samochodu. Schyliłam się tylko po buty.
Wsunęłam je na nogi, a wówczas ciocia jakby się otrząsnęła. Spojrzała na mnie
zdezorientowanym wzrokiem.
- Nick… - wyszeptała.
- Wszystko będzie dobrze – zapewniłam ją.
Nadal łzy leciały jej z oczu. Ja miałam już dość płaczu. – Nick będzie zdrowy.
Podałam jej pierwsze lepsze buty,
aby je ubrała. Ja zaś sięgnęłam po bluzę, niechybnie należącą do mojego kuzyna.
Idąc ku drzwiom, zauważyłam, że nadal mam na sobie jego za dużą koszulkę i
spodenki. Nie miałam zamiaru przejmować się swoim wyglądem. Po prostu ruszyłam
w ciemność, która powoli ogarniała świat na zewnątrz.
Wsiadłam do samochodu. Dziwnie było
znowu położyć dłonie na kierownicy. Zaraz po chwili pojawiła się ciocia.
Zapięła pas. Była cała blada, z śladami łez, i czerwonymi oczami. Zaś pod niby
widać było smugi maskary, którą kupiłam jej wcześniej.
Jechałam szybciej, niż kiedykolwiek
w życiu. Wyprzedzałam prawie każde auto, nie raz narażając się na czołówkę.
Dociskałam gaz, nie czując już strachu. I choć mój tata zmarł w samochodzie,
moje obawy zniknęły. Nie liczyło się nic prócz Nicka.
Nawet nie wiem jak znalazłam się pod
szpitalem. Po prostu zaparkowałam, nawet o tym nie myśląc. Wysiadłam z
samochodu, sprintem biegnąc do wejścia. Nie pytałam w rejestracji. Spojrzałam na
plan budynku, szukając OIOMu. Nie czekałam na windę. Znalazłam schodu, biegnąc
po nich, wskakując na co drugi. Serce waliło mi w piersi. Czułam kulę w gardle.
Nie mogłam złapać oddechu. Wiedziałam, że jeśli na chwilę stanę, nie pobiegnę
dalej.
Znalazłam się przed drzwiami,
których szukałam. Na plastikowych krzesłach siedziała jakaś kobieta i
mężczyzna. Unieśli głowy, patrząc jak jakaś dziewczyna wbiega na oddział, nie
zważając na znaki, informujące że nie mogę tam wejść. W końcu znalazłam się
przed oszklonymi drzwiami, mając przed sobą łóżko, obstawione przez mnóstwo
lekarzy i pielęgniarek. Patrzyłam, nie wiedząc, czy ten, którego szukam, to
osoba leżąca na łóżku.
Jeden z mężczyzn się przesunął.
Ujrzałam chłopaka, spokojnie spoczywającego na łóżku. Był plątaniną rurek,
kabli i przyrządów, których nie umiem nawet nazwać. Biały kołnierz pokrywał
jego szyję, masa kabli przy torsie i rękach. Rurka, którą każdy zna, wepchnięta
w gardło. Zmierzwione włosy, pokryte zaschniętą krwią. Opuchnięta twarz,
rozległa rana na czole.
Mimo wszystko ty nadal był mój Nick.
Kolana się pode mną ugięły, kiedy
patrzyłam jak go kują, tną i nie wiem co jeszcze. Nie powinno mnie tam być, ale
nikt mnie nie zauważył. Zwinęłam się w kłębek na podłodze, czując pod głową
zimną podłogę. Nie płakałam. Po prostu tak leżałam, wpatrzona w pustkę, ciągle
myśląc o tym co przed chwilą widziałam. Straciłam tatę w wypadku samochodowym.
Maxine umarła na drodze. Nie mogłam stracić tak również Nicka. Nie jego. Moja
przyjaciela. Kuzyna. Brata. Pamiętacie jeszcze początek tej
historii? Kiedy to Nick prawie w ogólnie się dla mnie nie liczył? Bo miał
swoich przyjaciół i kumpli. Wtedy jednak zdałam sobie sprawę, że nie ważne co
się dzieje; wali się i pali, Nick będzie częścią mnie. Wychowałam się wraz z
nim i kochałam go nad życie. I choć wiedziałam, że będę *może* miała w
przyszłości partnera, Nick zawsze będzie dla mnie jednym z najważniejszych
mężczyzn mojego życia.
Poczułam czyjeś dłonie. Zlękniona
pielęgniarka wypytywała mnie o to jak się tutaj znalazłam, co tutaj robię i jak
się nazywam. Nie umiałam jej odpowiedzieć. Mruczałam tylko słowa pod nosem,
lecz język miałam jak z ołowiu, kończyny zdrętwiały mi całkowicie, a w głowie
niemiłosiernie huczało. Kobieta uniosła mnie lekko do góry, lecz moje nogi były
jak w waty. Za szybą, zobaczyłam moją zapłakaną ciocię. Pielęgniarka posadziła mnie na
jednym z plastikowych krzeseł. Przyłożyła mi dłoń do czoła. Słyszałam ją, choć
rozrabiało mnie gorąco, a głowa nadal pękała. Nie ważna jestem teraz ja!
Chciałam krzyczeć, jednak nikt mnie nie słuchał. Ciocia rozmawiała z inną
pielęgniarką. Wraz z jej słowami jej oczy robiły się coraz większe, a łzy siłą
wyciskały się z nich. W końcu pielęgniarka z otuchą uścisnęła jej ramię. Pozostawiła
ją samą, zalewającą się łzami. Nie mogłam wstać i jej pocieszyć, bo jedna z
kobiet mnie trzymała.
W końcu pojawił się lekarz. Od razu
poznałam znajomą twarz, oczy skryte za okularami i trzydniowy zarost. Mężczyzna
powitał mnie ciepłym uśmiechem.
- Miło cię widzieć, Even – rzekł. – Jednak nie
w takich okolicznościach.
- Cała przyjemność po mojej stronie –
bąknęłam. – Co się ze mną dzieje?
- To wie tylko sam Bóg – spróbował zażartować.
– Coś się stało, prawda? Nie jesteś tu z uwagi na siebie.
Od razu pomyślałam o Nicku.
Strzelam, że widać było po mojej twarzy, co myślę. Spojrzałam na drzwi.
Niestety z tej strony nie dostrzegłam łóżka, na którym leżał mój kuzyn.
- Nick Sailes – wycharczałam. – Mój
przyjaciel. Kuzyn. On miał wypadek.
Lekarz zerknął w stronę idącej
akurat pielęgniarki. Wstał z kucek, by o coś zapytał. Ta podała mu dokumenty
trzymane w dłoni. Podziękował skinieniem, po czym zaczął analizować dokumenty z
ogromnym zaangażowaniem. Kiwał przy tym głową, aż w końcu zerknął w kierunku
Intensywnej Terapii. W końcu przeniósł na mnie wzrok. Powoli podszedł do mnie,
tym razem siadając obok. Zakrył dłonią, moją rękę spoczywającą bezwładnie na
moim kolanie.
- Nie wolno ci się denerwować – zaczął
niepewnie. – Skoki ciśnienia bardzo źle na ciebie działają… - Nie obchodzi mnie co źle na mnie działa –
przerwałam mu. – Najważniejszy jest Nick. Co mu jest? – zapytałam dobitnie,
patrząc na niego groźnym spojrzeniem.
- Nick miał wypadek samochodowy. Jest
diabetykiem prawda?
- Tak – potwierdziłam.
- Otóż, podczas prowadzenia auta, drastycznie spadł
mu poziom cukru. Doszło do zaburzenia świadomości. W ostatnim momencie Nick
zjechał na pobocze, niestety na jego nieszczęście trafił na drzewo. Moc
uderzenia była dość mocna. Bogu dzięki nie doszło do uszkodzenia mózgu. Ma
złamaną kość w dwóch miejscach w lewej kończynie górnej.
Odetchnęłam z ulgą. Jeśli tylko to
mu dolegało nie było o co się martwić. Już powoli się rozluźniałam, gdy zdałam
sobie sprawę, że gdyby chodziło tylko o nędzne złamanie nie byłby na OIOMie.
Poczułam jak wszystko mi się napina.
- To nie wszystko prawda? – powiedziałam
cicho.
Lekarz pokręcił głową. On również
wyglądał na zaniepokojonego. Potarł kark, unikając mojego wzroku.
- Proszę pana?
Westchnął. Odłożył dokumenty na
sąsiednie krzesło, biorąc obie moją dłonie w swoje. Patrzył na mnie z
autentycznym współczuciem. Zaczął mówić spokojnie i powoli, jednak każde
kolejne zdanie coraz bardziej mnie dobijało.
- Przyczyny spadku cukru, niedostarczenie
insuliny na czas i zmniejszona produkcja glukozy we krwi, bardzo prawdopodobnie
mogą wywołać śpiączką hipoglikemiczną.
Nie ma zbyt wielu możliwości, aby zapanować nad nią, ponieważ trwa bardzo
skomplikowana operacja. Podczas wypadku Nicka, doszło do uszkodzenia rdzenia
kręgowego. Nie mam pewności na jakim odcinku do tego doszło, ale najbardziej
skłaniam się ku szyjnemu. W najlepszym wypadku doszło do uszkodzenia poziomu
C6, co może wywołać paraliż kończyn dolnych, miednicy, ale również niedowład w
nadgarstku, śródręczu i palcach.
Nagle
przed oczami zatańczyło mi wspomnienie Nicka, kiedy wraz z nim wspinałam się na
drzewo, rosnące u nich na podwórku. Widziałam każdy szczegół tak, jakbym była tam znowu. Nick, boso,
wspinał się gałąź, po gałęzi. Będąc kilka metrów nade mną, spojrzał w dół, z
szerokim uśmiechem na twarzy.
- Idziesz czy nie? – zapytał z nutką wyzwania
w głosie. – Jeśli tak to się pośpiesz, bo w życiu mnie nie dogonisz.
Zamiast
coś odpowiedzieć, po prostu rzuciłam się na drzewo, wspinając się po wiotkich
gałązkach. Zrównałam się z nim, gdyż dalej droga była trudna, z uwagi na
jeszcze cieńsze gałązki.
- Dałem ci fory – burknął pod nosem, siadając
na grubszym z patyków.
- Jasne – uśmiechnęłam się, siadając obok
niego.
Machając
nogami, patrzyłam przed siebie. Z tamtej wysokości widziałam kościół, kilka ulic,
ruchliwą drogę i kilka małych domków, w kilkunastu kolorach. Kiedy tak
wpatrywałam się w obraz malujący się przede mną, Nick zerwał się, zgrabnie
schodząc po drzewie. Będąc już pode mną, krzyknął:
- Kto pierwszy na dole!
Przewróciłam
oczami. Mimo to pognałam za nim. W końcu prawie go dogoniłam, ale ten, z
wysokości jakiś dwóch metrów, zeskoczył. Wylądował równo na nogach, jednak te
nie wytrzymały jego ciężaru. Runął jak długi na trawę, trzymając się za kostkę,
którą zwichnął.
Do
głowy przyszło mi inne wspomnienie. Kiedy mama, a raczej pani Alians,
nakrzyczała na mnie za bardzo negatywna zachowanie w szkole, przez co była do
niej wezwana, Nick zaproponował żebym została u niego na noc. Zbudowaliśmy w
jego pokoju bazę, z koców, prześcieradeł i całej masy poduszek. Wtedy pani
Sailes przejmowała się bardzo Kevinem, który przechodził akurat okres buntu,
przez co miał problem o wszystko. Tak więc siedzieliśmy w tej bazie, z
chipsami, popcornem i latarkami, oglądając na jego telefonie (który dał mu Kevin)
jakąś mdłą komedię, której raczej nasze czy nie powinny były widzieć. Dopiero
nad ranem przyszła moja ,,mama’’. Pamiętam, że wyglądała na autentycznie
przerażoną, ale w końcu się uspokoiła, podziękowała cioci i zabrała mnie do
domu.
Gdy
mieliśmy po czternaście lat, po raz pierwszy zostałam zawieszona w obowiązkach
ucznia. Nadal w głowie miałam krzyk mamy, kiedy się o tym dowiedziała. Uciekłam
wtedy z domu, zapłakana i czerwona ze wstydu. Razem z Colem i Mattew udało nam
się zdobyć jakiś lewy alkohol i opijaliśmy moje smutki na jakimś starym,
opuszczonym dworcu kolejowym.
Ciągle
dzwonił mój telefon. W większości była to moja mama, bądź ciocia. Nick wcale
nie dzwonił. Był to czas, kiedy krążył pomiędzy domem, szkołą i biblioteką.
Uczył się, od czasu do czasu przychodził na boisko, gdzie przypatrywałam się
jak starsi ode mnie chłopcy grają w kosza. Nick był dla mnie niczym obcy
człowiek. Mimo to on znalazł mnie wraz z chłopakami. Podniósł mnie, i choć
ledwie szłam, zamroczona alkoholem, zaprowadził do autobusu. Pojechał ze mną,
aż pod sam dom, gdzie zaprowadził mnie do pokoju i łóżka. Dopiero kiedy
spojrzałam na niego, odezwał się po raz pierwszy tego wieczoru.
- Jeśli tak dalej będziesz zachowywać, nigdy
nie dowiesz się co to znaczy prawdziwe życie – wyszeptał, po czym wyszedł.
Następnego
dnia spotkałam go w szkole; był blady, zmęczony i ledwie miał otwarte oczy.
Wsunął mi coś do ręki, co później okazało się szczegółową ściągą na najbliższy
test. Nauczycielka przy wszystkich zagroziła mi, że jeżeli nie dostane z niego
pozytywnej oceny, nie znam. Nick przejął się tym tak bardzo, że stworzył dla
mnie ściągę idealną. Kiedy chciałam mu podziękować, rzucił tylko:
- Czego się nie robi dla przyjaciół.
Od
tamtej pory rozmawialiśmy, bo tak. Rzadko kiedy nasze wymiany zdań były
szersze, niżeli dwie minuty. Jednak mimo wszystko, nadal byliśmy blisko. Potem
znacie wydarzenia: wypadek Maxine, moje umiejętności, ja sama i na koniec
znalezienie Kevina i ozdrowienie cioci. Wszystko skumulowało się, a wiadomość o
tym, że o to mój kuzyn, tylko nad do siebie przybliżyła.
Przeszły
mnie ciarki. Otrząsnęłam się z fali wspomnień. Nie był to jednak one – były to
sny. Otworzyłam oczy, zając sobie sprawę, że leżałam na podłodze, opierając się
o ścianę. Byłam przykryta jasnym kocem w szkocką kratkę. Rozejrzałam się
dookoła. Zegarek informował mnie, że była piąta rano. Na krześle niedaleko
siedziała ciocia, z zamkniętymi oczami, co mogło świadczyć o tym, że również
spała. Zerknęłam na drugi rząd siedzisk – siedziała tam ta sama kobieta z
mężczyzną, których widziałam, kiedy tam dotarłam. Właśnie wtedy zorientowałam
się, dlaczego tam byłam. Przeniosłam wzrok na oszklone drzwi, prowadzące na
oddział. Zrzuciłam z siebie koc, wstając. Podeszłam do nich, zaglądając na
salę. Dostrzegłam dwa łóżka zajęte przez pacjentów. Na jednym leżała
dziewczyna. Widziałam jak oddycha, równo i spokojnie. Zaś na drugim spoczywał
Nick – miał obandażowaną twarz, usztywnioną rękę. Przeniosłam wzrok na jego
nogi. Jeśli to co mówił lekarz było prawdą? Nick nie będzie chodził. Nigdy już
nie będzie się wspinał ze mną na drzewa. Nigdy po mnie nie przyjdzie.
Oparłam
głowę o zimną szybę. Łzy już chyba się skończyły, bo nie płakałam. Patrzyłam
tylko na niego, zastanawiając się czy z tego wyjdzie. Śpiączka, paraliż. Cały
ten wypadek.
Spojrzałam
jeszcze raz na krzesło. Wiedziałam kogo mi brakuje. Maxine. Nikt jej nie
powiadomił. Miała prawo wiedzieć. Nick w końcu ją kochał. A ona zapewne spała,
niczego nieświadoma.
Nie
zabrałam telefonu, więc poszłam do pary. Kobieta unosiła na mnie wzrok, zaś
mężczyzna przyjrzał mi się dokładnie. Uśmiechnęłam się, ledwie zmuszając
obolałą od płaczu twarz, żeby wykonać ten gest.
- Czy mogłoby państwo pożyczyć mi na chwilę
telefon? – mój głos był zachrypnięty. – Muszę zadzwonić w bardzo ważnej
sprawie.
Kobieta
od razu szybko pokiwała głową. Wyjęła z torebki komórkę, która mi podała.
Podziękowałam skinieniem, obiecując, że rozmowa nie potrwa długo. Wyklepałam
numer do Maxine, odeszłam od pary kawałek, by uzyskać odrobinę prywatność.
Poczekałam, aż kilka sygnałów minie, aż w końcu połączenie zostało odebrane.
- Tak? – usłyszałam głos Maxine. Nie brzmiał
ani trochę jakby spała. A ona nigdy nie wstaje tak wcześnie. – Kto mówi.
- Even – odpowiedziałam. Mój głos nie brzmiał
jak mój. – Maxine… - jęknęłam.
- Boże, co się stało? – zmartwiła się.
- Jestem w szpitalu – wyjaśniłam płaczliwym
głosem, świadoma, że para z korytarza przysłuchuje się rozmowie. – Nick miał
wypadek. Zasłabł za kierownicą. Wszystko przez tą pieprzoną cukrzyce… Przez
chwilę słyszałam ciszę. Jakby Maxine się nie poruszała. Dopiero po kilku
sekundach usłyszałam szloch.
- Nie, nie. To nie możliwe. Nie Nick –
płakała.
- Musisz przyjechać – powiedziałam. – On jest
na OIOMie. Jest bardzo źle.
Nie
chciałam jej tego mówić przez telefon. Jednak powaga sytuacji była zbyt wielka,
by to zbagatelizować.
- Tak, już jadę – doszedł mnie jej głos. Nadal
płakała. – Już jadę. – powtórzyła.
Pokiwałam
głową. Zdałam sobie sprawę, że ona tego nie widzi, więc rzuciłam w jej stronę
krótkie ,,okej’’. Rozłączyłam się. Bałam się tylko, żeby nic jej się nie stało.
Prowadzenie samochodu pod wpływem silnych emocji, nie jest dobre.
Podeszłam
do pary. Oddałam kobiecie telefon.
- Dziękuję – westchnęłam i chciałam odejść,
lecz ta lekko złapała mnie za nadgarstek.
- Nick to ten chłopak od wypadku? – zapytała
mnie.
Przytaknęłam
niepewnie. Kobieta spojrzała spokojnie na towarzyszącego jej mężczyznę.
- Przepraszam, że pytam, ale co się stało?
Nie
chciałam tego opowiadać. Nie obcym ludziom na korytarzu.
- Chodzi o to – zaczął mężczyzna łagodnym
głosem – że nasza córka również ucierpiała. Prowadziła samochód, kiedy ten
nagle zjechał. Teraz też jest na Oddziale.
Ponownie
skinęłam. Usiadłam niepewnie na krześle obok nich. Patrząc na moje dłonie,
powiedziałam, cicho i powoli:
- Nick jest diabetykiem. Przez spadek cukru,
zaczął tracić przytomność. W ostatniej chwili zjechał. Starając się wyrządzić
jak najmniej szkód, sam sobie zrobił ogromną krzywdę.
Zrobiłam
pauzę, ciągając nosem, i przecierając nos i oczy rękawem bluzy. Buzy Nicka,
która tylko mi o nim przypominała.
- Grozi mu śpiączka. Prawdopodobnie uszkodził
sobie rdzeń kręgowy. Możliwe, że nie będzie chodził.
Znowu
zaczęłam płakać. Kobieta objęła mnie, kołysząc lekko. Byłam świadoma tego, że
jej dziecko również ucierpiało. Ale chyba nie tak bardzo jak Nick. O nic więcej
nie pytała. Po prostu niemo mnie pocieszała.
W
końcu podnosiłam głowę. Zobaczyłam niedaleko siebie Maxine. Choć ani trochę nie
przypominała mi tej dziewczyny, którą znałam z perfekcji. Nawet przy mnie
wyglądała strasznie.
Miała
wyraźne wory pod oczami. Pierwszy raz w życiu widziałam, jak jej piękne, ciemne
włosy opadają na ramiona, poskręcane, poplątane. Ubrana była w jakieś spodnie,
ni to dresowe, ni legginsy. Koszula, prawdopodobnie od pidżamy, była czymś
splamiona i pognieciona. Złapała mój wzrok. Wstałam, a ona szybko podbiegła,
wtulając się we mnie. Przez chwilę stałam wraz z nią, myślami błądząc po innym
świcie. W końcu się odsunęła, patrząc na mnie ze smutkiem w oczach.
- Co z nim? – spytała cicho.
Pokręciłam
głową, nie wiedząc co na to odpowiedzieć. Sama nie wiedziałam co mu jest. Nikt mi
nie powiedział czy Nick będzie żył. Czy się obudzi… czy będzie chodził. - Ten wypadek? Co się tam stało?
Chwyciłam
ją za rękę i powoli podprowadziłam do krzeseł. Usiadła obok mnie, a ja nadal
trzymałam jej dłoń.
- Nie wiem co z nim będzie – wybąkałam.
Spojrzałam w jej oczy szukając tam otuchy do mówienia. – Lekarz powiedział, że
prawdopodobnie uszkodził sobie rdzeń. Maxine…
Wpatrzyła
się we mnie, chcąc poznać odpowiedź. Widziałam jak wstrzymuje oddech. Bałam się
jej to powiedzieć. Jednak nie miałam wyjścia. Ona też musi wiedzieć. - Możliwe jest, że Nick nie będzie chodził –
szepnęłam.
Nie
patrzyłam na nią, kiedy to mówiłam. Byłam pewna, że go kochała. Widziałam to w
jej wzroku, ich ruchach i gestach. Miałam nadzieję, że będzie kochać Nicka mimo
wszystko.
Wstała.
Zaczęła krążyć, a po jej policzkach toczyły się łzy. Zakryła twarz dłońmi.
Ciągle mruczała pod nosem jakieś słowa, a para siedząca nieopodal wpatrywała
się w nią z szczególnym zainteresowaniem.
- Maxine – powiedziałam. Bez skutku. – Maxine!
Spojrzała
na mnie. W jej oczach widziałam dziwną pustkę.
- Co? – burknęła.
Wstałam,
by rozmawiać z nią w twarzą w twarz.
- Wyglądasz bardziej jakbyś była zła niż smutna
– wytknęłam jej.
- Ty byś nie była zła?! Nick może nie chodzić!
– wykrzyknęła.
Stanęłam
w miejscu, zwieszając wzdłuż ciała ręce. Spojrzałam na nią zdezorientowana.
- Maxine, czy ty słyszysz co mówisz? – mój
głos był zimny i spokojny. Reszta smutku wyparowała. – Nie wiadomo czy Nick w
ogóle się obudzi, a ty przejmujesz się tym czy będzie chodził. Jak możesz się
tym teraz przejmować?
- Nie wiesz jak to jest - syknęła. – Jestem jego dziewczyną.
- No i? – spytałam. – Jestem jego najlepszą
przyjaciółką, kuzynką i kocham go nad życie. Gdybym mogła oddałabym mu co tylko
by potrzebne. Dałabym mu własne nogi. Modlę się tylko by się obudził. A to czy
będzie chodził to jeden czort. On dalej będzie Nickiem. Tym samym chłopakiem,
który zawsze będzie najważniejszy.
Jej
wzrok wręcz mnie mordował. Zacisnęłam spokojnie palce, patrząc na nią.
- Gdzie jest moja dawna Maxine? – wyszeptałam.
Zmrużyła
oczy, po czym wymaszerowała z korytarza. Ja opadłam na krzesło, łkając cicho w
rękaw bluzy.
Kiedy
uniosłam lekko wzrok, ujrzałam ducha. Tylko przez chwilkę, bo gdy dostrzegł, że
patrzę, już go nie było. Zdawało mi się, że się uśmiechał. Zmarszczyłam czoło.
Kogoś mi przypominał…