czwartek, 30 marca 2017

Rozdział pięćdziesiąty drugi

                Obudziłam się, kiedy na moją twarz padły promienie słońca. Przeciągnęłam się, przez moment rozkoszując się ciepłem na skórze i miękką pościelą. Obok mnie, leżała książka z wierszami, przy której poprzedniego dnia zasnęłam. Podnosząc się, ułożyłam ją delikatnie na szafce nocnej.     
            Był ładny i pogodny poranek. Sama zdziwiłam się tym, jak wcześnie wstałam. Ubrałam się w jedną z ciemnych sukienek Natalie. Powoli przyzwyczaiłam się do jej dziwnej szafy – przepełnionej po brzegi sukienkami.
            Zeszłam do kuchni, gdzie udało mi się spotkać Marka. O ile dobrze wiedziałam, mówił, że tego dnia miał gdzieś wyjechać na trzy dni. Kiedy wróci mnie nie będzie.
 - Dzień dobry – powiedziałam radośnie, donośnie stukając butami, kiedy szłam po czarno-białych kafelkach.
            Mark uniósł wzrok znad gazety. Widziałam wielokrotnie, że najpierw czytał ją jego ojciec, a w następstwie on. Później, jeśli udało im się zjeść razem obiad, rozmawiali o wydarzeniach, które opisywane były w artykułach.
 - Ktoś ma chyba dobry humor – mruknął.
            Zaparzyłam sobie mocną kawę. Kiedy stawiałam kubek na blacie, Mark się skrzywił.
 - Od kiedy ty taką pijesz?
 - Od teraz – posumowałam, biorąc dużego łyka.
             Wzięłam sobie duże, czerwone jabłko, opłukałam je wodą, po czym wgryzłam się w nie. Żując spokojnie, przechadzałam się po kuchni, podziwiając idealnie posadzone kwiatki w donicy na parapecie, albo doskonale białe kafelki.
 - Powinnaś zjeść normalne śniadanie – zaproponował brat Natalie, śledząc moje ruchy.
 - Nie jadam śniadań – odparłam.
            Uniósł brwi, lecz nic nie powiedział. Dalej czytał gazetę, podczas kiedy ja skończyłam jeść i wyrzuciłam ogryzek do kosza na śmierci.
            W końcu westchnęłam i bez słowa poszłam z powrotem do pokoju. Wzięłam torebkę, pamiętnik Natalie oraz telefon. Kiedy schodziłam do drzwi wejściowych, Mark krzyknął do mnie.
 - Wychodzisz?
 -  Nie, idę popodziwiać bramę przed domem – odparłam, zamykając za sobą drzwi.
            Idąc chodnikiem, mijałam ludzi, którzy mogli być ważni w życiu Natalie. Niedaleko domu, w którym mieszkała, zaczepiała mnie jakaś kobieta, pytając jak się czuję. Miałam życzliwe spojrzenie, a na pożegnanie uścisnęła mnie dłońmi, o pomarszczonej skórze.
            Czasem ktoś witał się ze mną, a widząc moje zmieszanie, odchodził, ze smutnym uśmiechem. W końcu, zdezorientowana, zadzwoniłam do Scotta. Kiedy odebrał, wręcz poczułam łzy ulgi.
 - Dzięki Bogu – westchnęłam. – Nie chciałbyś po mnie przyjechać?
 - Nie mów, że się zgubiłaś – zaśmiał się.
            Przesunęłam się trochę bliżej ogromnego budynku. Nie było mi do śmiechu z myślą, że nie wiedziałam, gdzie jestem ani w którą stronę najlepiej wrócić.
 - No dobra, gdzie jesteś?
 - Duży wieżowiec, chyba biuro – wytłumaczyłam. – Jezu, ja nawet nie wiem co to za ulica.
 - Spokojnie. Nic się nie martw. Jak spojrzysz przed siebie, zobaczysz kafejkę. Wiem, gdzie to. Idź tam, a ja za dziesięć minut będę.
 - Dziękuję – szepnęłam, po czym się rozłączyłam.
            Usiadłam przy stoliku na zewnątrz. Dziwnie się czułam – raczej rzadko kiedy chodziłam do wytwornych miejsc, gdzie umalowane panie po pięćdziesiątce siedziały przy kawie i plotkowały na temat nowych butów od kogoś tam. Czekając na Scotta zamówiłam sobie sok. Kiedy ten w końcu się pojawił, bawiłam się słomką, patrząc z niepewnością na kelnerkę, która już cztery razy pytała czy nie potrzebuje jeszcze czegoś.
 - Dobra, przepraszam, ale spanikowałam – powiedziałam do chłopaka, kiedy siadał naprzeciw mnie.
 - To nic takiego.
            Wyjęłam pamiętnik z torebki. Położyłam go na stoliku, przesuwając w jego stronę.
 - Tak naprawdę, to chciałam się z tobą spotkać – ułożyłam dłonie na stoliku. – Zanim wyjadę… chciałabym zamknąć wszystko w życiu Natalie. Stworzyć dla siebie, ale i dla niej czystą kartkę – otworzyłam pamiętnik, tam gdzie była jedna z niewielu wzmianek o jej chłopaku. – Zacznę od niego. Co się wydarzyło?            Przez moment nic nie mówił. Miałam niewiele czasu, aby wszystko zakończyć. Pociągnęłam duży łyk soku, czekając na jego reakcję.
 - Miałeś ten pamiętnik u siebie. To coś znaczy.
 - Co chcesz wiedzieć?
 - Kim tak naprawdę jest Steve, i co się stało, że Natalie nie chciała go znać.
          
            Zadzwoniłam do Steve’a, udając słodką, miłą dziewczynkę, wcale nieświadomą wydarzeń sprzed kilku tygodni. Umówiłam się z nim na spotkanie. Ubrana w wysokie buty, ze starannie wykonanym makijażem, stanęłam na wyznaczonym miejscu. Nogi lekko mi się trzęsły, po prostu bałam się tego, kogo spotkam.
            Czekając na ławce w parku, z daleka dostrzegłam barczystego faceta, w koszulce polo i złośliwym uśmieszkiem. Z opisów Scotta, poznałam go jako typowego osiłka, do tego bogatego człowieka, który myśli, że to czego chce, już należy do niego.
 - Witaj, skarbie – powitał mnie.
            Uchyliłam się przed jego wargami, kiedy chciał mnie pocałować. Uśmiechnęłam się przepraszająco, chcąc zatuszować swoje zdenerwowanie.
 - No więc, dlaczego tak późno się ze mną umawiasz? – powiedział, siadając obok.
            Zachowałam pewną odległość, co on oczywiście od razu zauważył.
 - Co z tobą? – warknął.
 - Pewnie słyszałeś, że przez ten cały ‘’wypadek’’ straciłam pamięć? – rzuciłam.
 - Lissa coś wspominała.
            Spojrzałam na niego. Skrzyżowałam ramiona, patrząc na niego z uniesionymi brwiami.
 - Lissa?
 - No tak. Chciałem wiedzieć co u ciebie, skoro o mnie zapomniałaś.
            Wyobraziłam sobie jak wiele czasu musiała spędzać z nim Natalie. Ja już miałam dosyć. Ale postanowiłam dokończyć swojego dzieła.
 - Sama za wiele nie pamiętam… ale czy nie byłbyś tak łaskawy wytłumaczyć mi, co stało się zanim wylądowałam w szpitalu?
            Spojrzał na mnie, jakby nie świadomy o czym mówiłam. Uśmiechnął się głupkowato.
 - Kochanie, przecież już zamknęliśmy ten temat… - przybliżył się tak bardzo, że poczułam jego ciepły oddech na szyi.
            Mimowolnie się odsunęłam. On głośno westchnął. Miałam dość patrzenia, jak udaje, że to nic takiego. Że wszystko jest w porządku.
 - Posłuchaj, wiem, że niestety straciłaś pamięć – powiedział. – Ale to wręcz doskonała okazja, aby zacząć wszystko od początku.
 - Od początku! – powtórzyłam głośno. – Myślisz, że nawet jeśli zapomniałam, to i tak bym się nie dowiedziała?
            Uniósł brew.
 - Mówisz o tym głupim, drobnym… - Drobnym?! Nie wiem dla kogo on może być dobry. Sam fakt, że muszę na ciebie patrzeć mnie brzydzi – rzuciłam, patrząc na obcego mi chłopaka.
            Momentalnie zmienił swoje podejście. Na jego twarzy odmalowała się zarówno powaga, jak i złość. Zacisnął szczęki, mocno ściskając usta. Ja w akcie desperacji wstała, zaciskając pięści. Nie mógł zauważyć, jak strasznie się go bałam.
 - Jesteś potworem – jęknęłam.
            Zerwał się z miejsca. Zanim zdążyłam zareagować, złapał mnie za nadgarstki, skutecznie powstrzymując mnie przed odsunięciem się.
 - Co ty sobie myślisz, Natalie? To nic nie zmienia. Dalej będzie tak jak było - powiedział prosto do mojego ucha.
            Przeszły mnie ciarki. Przełknęłam ślinę.
 - Nie – wyszeptałam.
 - Co?
 - Nie – zaprotestowałam. – Nic nie będzie tak samo.
            W tym momencie wyszarpałam się z jego uścisku, czego on sam się nie spodziewał. Spojrzał na mnie z lekkim szokiem, a ja uniosłam hardo brodę do góry, patrząc prosto w jego oczy. Wyobraziłam sobie Natalie, która w tym momencie skuliła się i trwała dalej w toksycznym związku.  - To wszystko jest skończone – warknęłam. – Nigdy więcej nie chcę cię widzieć na oczy.
            Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie. Trzęsły mi się dłonie, a kiedy jego ręka ponownie zacisnęła się na moim nadgarstku, poczułam ból. Odwróciłam się z trudem ku mężczyźnie, na którego twarzy malowała się żywa furia.
 - Odszczekaj to. – Syknął.
            Przymrużyłam oczy, kiedy zacisnął dłoń na moim ramieniu. Miał straszną siłę w obu dłoniach, skutecznie przytrzymując mnie w miejscu. Patrzył na mnie zachłannie, pewny, że mu ulegnę.
 - To. Koniec – powiedziałam najspokojniej jak umiałam.
            Zacisnął palce na mojej skórze jeszcze mocniej. Jęknęłam z bólu, stał strasznie blisko, nie dając mi nawet szansy na wyswobodzenia się. Może i nie dałbym rady, lecz pomyślałam o całym swoim życiu – składającym się z kłamstw, bólu i grzechów innych, odbijających się na niewinnych osobach. Natalie była chora; potrzebowała pomocy i wsparcia, ale żadna bliska osoba jej go nie ofiarowała. Zaś chłopak, który powinien jak najbardziej jej pomóc – zachował się jak zwykły dupek.  - Moi rodzice wiedzą. Mój brat i Scott też. Jeśli coś mi się stanie, to ty będziesz pierwszym podejrzanym.
            Puścił mnie. Gwałtowanie i bez ostrzeżenia, przez co zatoczyłam się do tyłu, mało co nie upadając. Złapałam się za obolałe ramie, rozmasowując je ostrożnie. Spojrzałam na niego po raz ostatni, w końcu decydując się odejść. Idąc wolny, krokiem na ścieżkę, usłyszałam za sobą szyderczy głos chłopaka.
 - Skoro już tak chcesz wszystko naprostować, idź do swojej koleżaneczki Lissy. Ona raczej rzadko kiedy była z tobą szczera.
            Zatrzymałam się. – Co masz przez to na myśli?
            Jego śmiech obił się w mojej głowie.
 - Jest niezła w łóżku.
             Lissa z uśmiechem powitała mnie, poprawiając króciutką spódniczkę, kiedy siadała na ławce. Udało mi się odnaleźć miejsce, gdzie nie było zbyt tłoczno. Dziewczyna położyła dłonie na blacie stołu przed nami, stukając długimi paznokciami o płytę.
 - Coś się stało, kochana? – cmoknęła. – Tak nagle zadzwoniłaś.
            Dalej masowałam nadgarstek. Miałam na nim już pierwsze oznaki siniaków, ale w głębi duszy cieszyłam się, że miałam za sobą spotkanie z tym chłopakiem. Lecz patrzenie jak ‘’przyjaciółka’’ Natalie ze spokojem wpatruje się w ciebie oczami, obramowanymi czarną kredką, przyprawiało mnie o odruch wymiotny. Dziewczyna, która uważała się za tak bliską jej osobę… - Chcę cię tylko o coś zapytać – zaczęłam. – I oczekuję szczerej odpowiedzi.
            Pokiwała ochoczo głową.
 - Jasne, pytaj.
            Wzięłam głęboki oddech, starając się powstrzymać drżenie głosu. Życie Natalie było straszne – pełne kłamstw. Niewiele różniło się od mojego. Lecz ja umiałam się temu postawić, a ona nie potrafiła. Za bardzo się bała. Nie mogłam zostawić tego tak po prostu, zanim opuściłabym to miejsce.  Musiałam zamknąć stary rozdział. Napisać nowy, swoim własnym piórem.
 -  Ci się łączy ze Steve’m?
            Zobaczyłam jak z jej twarz przybiera najjaśniejszy z możliwych odcieni. Nawet jeśli chciałaby kłamać, po jej rysach łatwo było domyślić się prawdy.
 - Słu..słucham? – bąknęła, przełykając głośno ślinę.
            Wyprostowałam się, lekko wychylając w jej stronę.
 - To co słyszałaś. Co łączy cię z Steve’m?
            Osoby takie jak Lissa nie liczyły się z konsekwencjami. Dla niej najważniejsze były pieniądze, to co mogą za nie kupić i mieć. Nowa torebka, modne ubrania, mocny makijaż i wiele ‘’znajomych’’. Ale nie pomyślała zapewne, że jej przyjaciółeczka w końcu się domyśli.
 - Proszę bardzo, mów – warknęłam, nie przejmując się już swoimi słowami.
 - Natalie… - wyszeptała przerażona, patrząc na mnie okrągłymi oczami.
 - Więc taka jesteś, tak? Za moimi plecami, spotykałaś się z moim chłopakiem?
            Położyłam obie dłonie na stoliku. Wyobraziłam sobie, że Lissa cały czas oszukiwała Natalie, udając, że jest dla niej kimś ważnych.
 - A czy pochwalił ci się, co takie próbował zrobić?
            Spojrzała na mnie zaszklonym wzrokiem, kręcąc głową.
 - A czy wiedziałaś co tak naprawdę sprawiło, że prawie umarłam?
            Naginałam prawdę. Natalie umarła. Byłam za to ja. Ale nie mogłam pozwolić, by żyła bez wyrzutów sumienia.
 - Najpierw mnie upił – szepnęłam, krzywiąc się. – A potem próbował zgwałcić.
            Zasłoniła usta dłonią. Po jej policzku popłynęła łza, którą gwałtowanie strąciła, kręcąc głową.
 - Natalie, ja nie wiedziałam… - Najśmieszniejsze jest to, że nikt w to nie wierzył. Tobie nie było nawet sensu mówić, bo wierzyłaś w jego świętość. Ale tak naprawdę chodziło ci tylko o jedno.
            Załkała. Poczułam w sobie prawdziwą złość. Taką, której nie byłam w stanie wyładować na nikim innym, jak tylko na winnej dziewczynie, która postanowiła zdradzić swoją przyjaciółkę.
 - Myślałaś tylko o sobie – mówiłam chłodnym głosem, wyzbytym emocji, chociaż w środku wręcz się we mnie gotowało. – Pozwalałaś mi chodzić na te wszystkie imprezy. Chore serce i alkohol. Idealnie. Kochałaś się z moim chłopakiem, równocześnie zapewniając mnie o swojej dozgonnej miłości. Powinnaś chyba poznać prawdę. To nie serce mnie zabiło. Ale wy.
            Wstałam. Chciałam ją zostawić w takim stanie, ale nawet moje sumienie mi na to nie pozwalało.
 - Próbowałam się zabić. I dopiero to pozwoliło przejrzeć na oczy niektórym. Może tobie też pomoże.
            I w tym momencie odeszłam. Wiedziałam, że wstała, ale ja szybkim krokiem odeszłam, idąc przed siebie. Skupiałam się tylko na łzach, gromadzących się w moich oczach i drodze – nie chciałam na nikogo wpaść, ani przewrócić się na wysokich butach.
            Wbiegłam do jakiegoś parku, starannie wymijając dzieci na ścieżce. Opadłam na jakoś ławkę, zrzuciłam buty i podkuliłam pod siebie nogi. Nie płakałam. Nie miałam nad czym. Ale historia, jaką opowiedział mi Scott, przewyższyła jakiekolwiek moje podejrzenia.
            Natalie pokłóciła się z mamą. Miała dość studiów, które wybrała jej właśnie ta kobieta. Chciała je rzucić i zająć się czymś, co ją naprawdę interesowało. Lecz matka jej nie pozwoliła. Wypomniała, że ta dba tylko o jej przyszłość, w którą wiele trzeba zainwestować. Natalie wyszła z domu bez słowa. Zadzwoniła do Steve’a, który zabrał ją do klubu. Dziewczyna nie liczyła się z faktem, że każdy łyk alkoholu szkodzi jej jeszcze bardziej. Nerwy, alkohol, tłok sprawiały, że czuła się coraz gorzej. Ale ona tylko zapijała swoje zmartwienia. W końcu Steve zauważył, że jest już w strasznym stanie, więc zabrał ją do swojego mieszkania.
            Tam z chęcią położyła się w jego łóżku, ale chłopak nie próżnował. Chciał ją wykorzystać, myśląc, że jeśli była pod wpływem to niczego nie zapamięta – od zawsze powtarzała mu, że chce zaczekać do ślubu. Natalie zatrzymała jednak resztki świadomości, opierając się z całych sił. Groził jej, kilkakrotnie uderzył, aż w końcu pod wpływem adrenaliny uciekła.
            W następstwie otrzymała setki gróźb, że jeśli komuś powie, to pożałuje. Nie umiała tego wytrzymać. Zadzwoniła do Scotta, opowiedziała mu wszystko, ale zanim on zdążył zareagować, wzięła jakieś tabletki i ponownie się upiła. Kiedy jej rodzice znaleźli ją w łóżku, z butelką opróżnioną butelką, zabrali ją do szpitala. Stan krytyczny, chyba większe zagrożenie ze strony choroby serca, niż samego przedawkowania leków.
Oczywiście Scott powiedział jej rodzicom od razu co się stało. To on do nich zadzwonił, żeby wrócili do domu. Opowiedział im, co zrobił Steve. A kiedy rodzice otrzymali od lekarzy diagnozę, że słowa chłopaka się zgadzają – dziewczyna ma mnóstwo zadrapań i siniaków oraz, iż była to prawdopodobna próba samobójcza – oskarżyli Scotta o to, że wcześniej nie powiedział im, o dolegliwościach córki.
Było im na rękę to, że ‘’Natalie’’ nic nie pamięta. Mogli udawać, że nic takiego się nie stało. Odizolować ją i od najlepszego przyjaciel, jak i od chłopaka. Nie przewidzieli tylko, że wszystko ułoży się inaczej.
 Następnego dnia siedziałam na łóżku, wpatrując się w leżący przede mną telefon. Co chwilę po niego sięgałam, lecz nie miałam odwagi wcisnąć zielonej słuchawki, przy numerze, który widniał na ekranie.
Poszłam do łazienki. Oparłam się o umywalkę, patrząc na swoje odbicie w lustrze.
Nie byłam Natalie. Byłam Even. Miałam swoje życie – z dala od tego, co działo się w Bostonie, w rodzinie, która nigdy nie mogła stać się moją. Wówczas, nie potrafiłam nawet spojrzeć w oczy, któremukolwiek z domowników.
Opryskałam twarz zimną wodą. Powoli przyzwyczajałam się do ciała, które poniekąd zostało mi dane. Często śledziłam swoimi ciemnymi oczami twarz młodej kobiety, która prawie wcale nie przypominała mego dawnego oblicza. Jednak wyobrażałam sobie przyszłości, którą mogłabym spędzić w ciele Natalie.
 - Dasz radę, Even – szepnęłam do odbicia. – Co to dla ciebie.
            Wróciłam do pokoju, chwyciłam telefon. Usiadłam na podłodze, opierając się plecami o łóżko. Po tym jak nacisnęłam słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha, poczułam jak moje serce zaczyna bić jak szalone. Przy pierwszy sygnale wzdrygnęłam się, posłusznie czekając. Jakaś część mnie miała nadzieję, że nie odbierze. Druga zaś, błagała, aby odebrał.
 - Halo?
            Jego głos zabrzmiał mi w uszach, a serce na moment się zatrzymało. Nie byłam wstanie nic powiedzieć. Lekko zachrypłe halo, zostało powtórzone dwukrotnie, a potem Logan się rozłączył. Nie obchodziło mnie nic innego – on był czymś, co ciągnęło mnie ku górze. A skoro żyłam, mogłam do niego wrócić. Spróbować.
            Zaśmiałam się łagodnie, chociaż po moich policzkach toczyły się łzy, ciężkie i słone. Toczyły się, dając mi jasny przekaz – mam cel.
            Ponownie podniosłam telefon, ty razem dzwoniąc do Scotta.
 - Mógłbyś po mnie przyjechać? – zapytałam spokojnie.
 - Jasne – rzucił. – Gdzie konkretnie?
 - Kojarzysz jakiegoś dobrego fryzjera w okolicy?
 - Będę za pięć minut, kochana. Nie wiem co chcesz zrobić, ale się na to piszę.
            Pojawił się, a ja z nieoczekiwaną radością wsiadłam do samochodu, raz po raz zerkając w lusterko.
 - No dobrze, co to za szatański plan? – zapytał.
 - Raczej nie próbowałeś sobie mnie wyobrazić, prawda? Mnie, Even?
            Pokręcił przecząco głową, jednocześnie zmieniając pas ruchu. Prowadził bardzo dobrze i pewnie, co niezwykle mnie satysfakcjonowało.
 - Podejrzewam, że chcesz wrócić tam chociaż jako odrobinka ciebie – zerknął w moją stronę. – Mam rację?
            Wyjrzałam przez okno. Wieczorem, kiedy księżyc zawiśnie na niebie, a lampy oświetlą ulicę, ja będę zmierzać na lotnisko. Wrócę do domu.
 - Chcę chociaż przypominać siebie – wytłumaczyłam.
 - Stąd twój strój? – wskazał na mnie.
            Uśmiechnęłam się.  Udało mi się odnaleźć w szafie Natalie coś, co przypominało moją dawną garderobę. - Zobaczysz kogoś, kto przypomina Even Alians – podsumowałam, kiedy zatrzymał się przed salonem fryzjerskim.
 - Więc czekam z niecierpliwością.
            Weszłam do budynku – przestronnego, pełnego wylewnych ozdób. Miał jasne ściany i ogromne lustra, w których przeglądały się zadowolone klientki. Na krześle, obok stoliczka z magazynami, siedziała tylko jedna kobieta, przyglądając się swojemu telefonowi.
 - Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – przywitała mnie miło, młoda dziewczyna, w czarnym kombinezonie.
 - Chciałabym trochę zmienić swoją fryzurę – powiedziałam miło, wskazując na blond czuprynę.
 - Oczywiście – pokiwała głową. – Proszę usiąść, za chwilkę ktoś się panią zajmie.
            Przejrzałam dwa katalogi, starannie przyglądając się proponowanym kolorom, aż w końcu stanęła nade mną, na oko trzydziestoletnia, kobieta. Na nosie miała okrągłe okulary, idealnie podkreślające owalny kształt twarzy. Włosy miała misternie zaplecione, aż kusiło mnie zapytać ile się czesze rankiem.
 - Zapraszam – wskazała dłonią na wolny fotel.      
            Usiadłam na nim, patrząc na twarz Natalie, przyglądającą mi się pilnie. - Więc jakiej zmiany pani oczekuję?
            Wyjaśniłam jej dość obszernie, jak chciałabym aby mnie obcięła. Wskazałam połączenie kolorów, których oczekiwałam na swojej głowie. Kobieta kiwała głową, a kiedy zabrała się za obcinanie, łapiąc kosmyki blond włosów, mruczała pod nosem.
 - Takie ładne…            Ja tylko się uśmiechnęłam, przypominając sobie jak wiele razy w swoim życiu obcinałam sobie włosy sama, w łazience, tępymi nożyczkami, tragicznie je strzępiąc. Byłam przyzwyczajona do spontanicznych kucyków, żadnych gładkich koków.
            Jeśli miałam wrócić do domu, to tylko jako ja.
             Przez ogromne okno widziałam samolot, który już na mnie czekał. Spojrzałam na Scotta, który stał obok mnie, z delikatnym uśmiechem krążącym na wargach. Ciągle przyglądał mi się, rejestrując zmiany.
 - Naprawdę nie mogę w to uwierzyć… Serio kiedyś wyglądałaś podobnie?
- To jest jeszcze nic – zaśmiałam się. – Kiedyś miałam całe czerwone włosy.
            Otworzył szeroko usta, aby w następstwie zacząć śmiać się razem ze mną. Widziałam swoje odbicie – włosy skróciłam, a zamiast blond fal, miałam na nich czerwone ombre, które kończyło się brązem na czubku głowy. Wyglądało to tak naturalnie, a ja czułam się bardziej sobą, widząc ciemno podkreślone oczy.
            Scott odprowadził mnie najdalej jak mógł. Przyglądał mi się ciepłym wzrokiem. Zrobił dla mnie tak wiele, zaufał i uwierzył, kiedy inni tego nie zrobili.
            Rzuciłam mu się w ramiona. Wciągnęłam mocny zapach perfum, który już zaczął kojarzyć mi się z przyjacielem.
 - Dziękuję ci, naprawdę – wyszeptałam wzruszona. – Tyle dla mnie zrobiłeś. Uwierzyłeś mi.
  - Nie ma za co – odparł cicho, otaczając mnie ramieniem. – Ja… zrobiłbym wszystko dla Natalie. A skoro jej nie ma, zrobię wszystko dla ciebie.
            Odsunęłam się i patrząc mu w oczy, dodałam jeszcze:
 - Nigdy ci tego nie zapomnę.
            On uśmiechnął się.
 - Mam taką nadzieję. Dzwoń do mnie, a w razie czego mogę ci jeszcze pomóc.
            Jeszcze raz go przytuliłam.
 - Dziękuję. Za wszystko. Jestem pewna, że ty też sobie ułożysz życie, tak jak tego pragniesz. Nie możesz całe życie się z tym kryć. Prawda bywa bolesna, ale jest lepsza od kłamstwa.
 - Wiem. Ale moi rodzice… - Twoja mama cię zrozumie. Gorzej z tatą.
            Zmrużył oczy, patrząc na mnie podejrzliwie.
 - Skąd możesz to wiedzieć? – zapytał lekko drżącym głosem.
 - Mówiłam ci, że zanim wyjadę muszę wszystko uporządkować. Po za tym – coś ci się należało, za twoją bezinteresowną pomoc.
            Pokręcił głową, ale się uśmiechnął. Westchnęłam, poprawiając torebkę na ramieniu. Za kilka godzin miałam już być w domu.
 - Jesteś kimś niezwykłym, Even – powiedział cicho.
 - Odrodzenie się wcale nie definiuje człowieka pod względem niezwykłości – rzuciłam. – Ty również jesteś wyjątkowy. Nie zapominaj o tym.
            Pokiwał głową. Po raz ostatni rozejrzałam się po lotnisku, biorąc głęboki oddech. Pokierowałam się w wyznaczone miejsce, a małym tłumkiem ludzi, którzy kierowali się w tę samą stronę co ja. Odwróciłam się w stronę Scotta, pomachałam mu z uśmiechem, po czym ruszyłam prosto do samolotu.
            Usiadłam na swoim miejscu. Patrzyłam na roześmiane buzie małych dzieci, ekscytujących się podróżą. Widziałam kobiety podobne do mamy Natalie – wyniosłe bogaczki. Ale oni znaczyli na mnie tyle samo co nic – ich życie należało do nich, ja miałam własne.
            Zamknęłam oczy.
            Dziękuję Ci, Boże, że dałeś mi szansę. Zrobię wszystko, by właściwie wypełnić Twoją wolę.
          
          
           
            

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz