Rozdział pięćdziesiąty drugi
Obudziłam
się, kiedy na moją twarz padły promienie słońca. Przeciągnęłam się, przez
moment rozkoszując się ciepłem na skórze i miękką pościelą. Obok mnie, leżała
książka z wierszami, przy której poprzedniego dnia zasnęłam. Podnosząc się,
ułożyłam ją delikatnie na szafce nocnej.
Był
ładny i pogodny poranek. Sama zdziwiłam się tym, jak wcześnie wstałam. Ubrałam
się w jedną z ciemnych sukienek Natalie. Powoli przyzwyczaiłam się do jej
dziwnej szafy – przepełnionej po brzegi sukienkami.
Zeszłam
do kuchni, gdzie udało mi się spotkać Marka. O ile dobrze wiedziałam, mówił, że
tego dnia miał gdzieś wyjechać na trzy dni. Kiedy wróci mnie nie będzie.
- Dzień dobry – powiedziałam radośnie,
donośnie stukając butami, kiedy szłam po czarno-białych kafelkach.
Mark
uniósł wzrok znad gazety. Widziałam wielokrotnie, że najpierw czytał ją jego
ojciec, a w następstwie on. Później, jeśli udało im się zjeść razem obiad,
rozmawiali o wydarzeniach, które opisywane były w artykułach.
- Ktoś ma chyba dobry humor – mruknął.
Zaparzyłam
sobie mocną kawę. Kiedy stawiałam kubek na blacie, Mark się skrzywił.
- Od kiedy ty taką pijesz?
- Od teraz – posumowałam, biorąc dużego łyka.
Wzięłam sobie duże, czerwone jabłko, opłukałam
je wodą, po czym wgryzłam się w nie. Żując spokojnie, przechadzałam się po
kuchni, podziwiając idealnie posadzone kwiatki w donicy na parapecie, albo
doskonale białe kafelki.
- Powinnaś zjeść normalne śniadanie –
zaproponował brat Natalie, śledząc moje ruchy.
- Nie jadam śniadań – odparłam.
Uniósł
brwi, lecz nic nie powiedział. Dalej czytał gazetę, podczas kiedy ja skończyłam
jeść i wyrzuciłam ogryzek do kosza na śmierci.
W
końcu westchnęłam i bez słowa poszłam z powrotem do pokoju. Wzięłam torebkę,
pamiętnik Natalie oraz telefon. Kiedy schodziłam do drzwi wejściowych, Mark
krzyknął do mnie.
- Wychodzisz?
- Nie,
idę popodziwiać bramę przed domem – odparłam, zamykając za sobą drzwi.
Idąc
chodnikiem, mijałam ludzi, którzy mogli być ważni w życiu Natalie. Niedaleko
domu, w którym mieszkała, zaczepiała mnie jakaś kobieta, pytając jak się czuję.
Miałam życzliwe spojrzenie, a na pożegnanie uścisnęła mnie dłońmi, o
pomarszczonej skórze.
Czasem
ktoś witał się ze mną, a widząc moje zmieszanie, odchodził, ze smutnym
uśmiechem. W końcu, zdezorientowana, zadzwoniłam do Scotta. Kiedy odebrał,
wręcz poczułam łzy ulgi.
- Dzięki Bogu – westchnęłam. – Nie chciałbyś
po mnie przyjechać?
- Nie mów, że się zgubiłaś – zaśmiał się.
Przesunęłam
się trochę bliżej ogromnego budynku. Nie było mi do śmiechu z myślą, że nie
wiedziałam, gdzie jestem ani w którą stronę najlepiej wrócić.
- No dobra, gdzie jesteś?
- Duży wieżowiec, chyba biuro – wytłumaczyłam.
– Jezu, ja nawet nie wiem co to za ulica.
- Spokojnie. Nic się nie martw. Jak spojrzysz
przed siebie, zobaczysz kafejkę. Wiem, gdzie to. Idź tam, a ja za dziesięć
minut będę.
- Dziękuję – szepnęłam, po czym się
rozłączyłam.
Usiadłam
przy stoliku na zewnątrz. Dziwnie się czułam – raczej rzadko kiedy chodziłam do
wytwornych miejsc, gdzie umalowane panie po pięćdziesiątce siedziały przy kawie
i plotkowały na temat nowych butów od kogoś tam. Czekając na Scotta zamówiłam
sobie sok. Kiedy ten w końcu się pojawił, bawiłam się słomką, patrząc z
niepewnością na kelnerkę, która już cztery razy pytała czy nie potrzebuje
jeszcze czegoś.
- Dobra, przepraszam, ale spanikowałam –
powiedziałam do chłopaka, kiedy siadał naprzeciw mnie.
- To nic takiego.
Wyjęłam
pamiętnik z torebki. Położyłam go na stoliku, przesuwając w jego stronę.
- Tak naprawdę, to chciałam się z tobą spotkać
– ułożyłam dłonie na stoliku. – Zanim wyjadę… chciałabym zamknąć wszystko w
życiu Natalie. Stworzyć dla siebie, ale i dla niej czystą kartkę – otworzyłam
pamiętnik, tam gdzie była jedna z niewielu wzmianek o jej chłopaku. – Zacznę od
niego. Co się wydarzyło? Przez
moment nic nie mówił. Miałam niewiele czasu, aby wszystko zakończyć.
Pociągnęłam duży łyk soku, czekając na jego reakcję.
- Miałeś ten pamiętnik u siebie. To coś
znaczy.
- Co chcesz wiedzieć?
- Kim tak naprawdę jest Steve, i co się stało,
że Natalie nie chciała go znać.
Zadzwoniłam
do Steve’a, udając słodką, miłą dziewczynkę, wcale nieświadomą wydarzeń sprzed
kilku tygodni. Umówiłam się z nim na spotkanie. Ubrana w wysokie buty, ze
starannie wykonanym makijażem, stanęłam na wyznaczonym miejscu. Nogi lekko mi
się trzęsły, po prostu bałam się tego, kogo spotkam.
Czekając
na ławce w parku, z daleka dostrzegłam barczystego faceta, w koszulce polo i
złośliwym uśmieszkiem. Z opisów Scotta, poznałam go jako typowego osiłka, do
tego bogatego człowieka, który myśli, że to czego chce, już należy do niego.
- Witaj, skarbie – powitał mnie.
Uchyliłam
się przed jego wargami, kiedy chciał mnie pocałować. Uśmiechnęłam się
przepraszająco, chcąc zatuszować swoje zdenerwowanie.
- No więc, dlaczego tak późno się ze mną
umawiasz? – powiedział, siadając obok.
Zachowałam
pewną odległość, co on oczywiście od razu zauważył.
- Co z tobą? – warknął.
- Pewnie słyszałeś, że przez ten cały
‘’wypadek’’ straciłam pamięć? – rzuciłam.
- Lissa coś wspominała.
Spojrzałam
na niego. Skrzyżowałam ramiona, patrząc na niego z uniesionymi brwiami.
- Lissa?
- No tak. Chciałem wiedzieć co u ciebie, skoro
o mnie zapomniałaś.
Wyobraziłam
sobie jak wiele czasu musiała spędzać z nim Natalie. Ja już miałam dosyć. Ale
postanowiłam dokończyć swojego dzieła.
- Sama za wiele nie pamiętam… ale czy nie
byłbyś tak łaskawy wytłumaczyć mi, co stało się zanim wylądowałam w szpitalu?
Spojrzał
na mnie, jakby nie świadomy o czym mówiłam. Uśmiechnął się głupkowato.
- Kochanie, przecież już zamknęliśmy ten temat…
- przybliżył się tak bardzo, że poczułam jego ciepły oddech na szyi.
Mimowolnie
się odsunęłam. On głośno westchnął. Miałam dość patrzenia, jak udaje, że to nic
takiego. Że wszystko jest w porządku.
- Posłuchaj, wiem, że niestety straciłaś
pamięć – powiedział. – Ale to wręcz doskonała okazja, aby zacząć wszystko od
początku.
- Od początku! – powtórzyłam głośno. –
Myślisz, że nawet jeśli zapomniałam, to i tak bym się nie dowiedziała?
Uniósł
brew.
- Mówisz o tym głupim, drobnym… - Drobnym?! Nie wiem dla kogo on może być
dobry. Sam fakt, że muszę na ciebie patrzeć mnie brzydzi – rzuciłam, patrząc na
obcego mi chłopaka.
Momentalnie
zmienił swoje podejście. Na jego twarzy odmalowała się zarówno powaga, jak i
złość. Zacisnął szczęki, mocno ściskając usta. Ja w akcie desperacji wstała,
zaciskając pięści. Nie mógł zauważyć, jak strasznie się go bałam.
- Jesteś potworem – jęknęłam.
Zerwał
się z miejsca. Zanim zdążyłam zareagować, złapał mnie za nadgarstki, skutecznie
powstrzymując mnie przed odsunięciem się.
- Co ty sobie myślisz, Natalie? To nic nie
zmienia. Dalej będzie tak jak było - powiedział prosto do mojego ucha.
Przeszły
mnie ciarki. Przełknęłam ślinę.
- Nie – wyszeptałam.
- Co?
- Nie – zaprotestowałam. – Nic nie będzie tak
samo.
W
tym momencie wyszarpałam się z jego uścisku, czego on sam się nie spodziewał.
Spojrzał na mnie z lekkim szokiem, a ja uniosłam hardo brodę do góry, patrząc
prosto w jego oczy. Wyobraziłam sobie Natalie, która w tym momencie skuliła się
i trwała dalej w toksycznym związku. - To wszystko jest skończone – warknęłam. –
Nigdy więcej nie chcę cię widzieć na oczy.
Odwróciłam
się na pięcie i ruszyłam przed siebie. Trzęsły mi się dłonie, a kiedy jego ręka
ponownie zacisnęła się na moim nadgarstku, poczułam ból. Odwróciłam się z
trudem ku mężczyźnie, na którego twarzy malowała się żywa furia.
- Odszczekaj to. – Syknął.
Przymrużyłam
oczy, kiedy zacisnął dłoń na moim ramieniu. Miał straszną siłę w obu dłoniach,
skutecznie przytrzymując mnie w miejscu. Patrzył na mnie zachłannie, pewny, że
mu ulegnę.
- To. Koniec – powiedziałam najspokojniej jak
umiałam.
Zacisnął
palce na mojej skórze jeszcze mocniej. Jęknęłam z bólu, stał strasznie blisko,
nie dając mi nawet szansy na wyswobodzenia się. Może i nie dałbym rady, lecz
pomyślałam o całym swoim życiu – składającym się z kłamstw, bólu i grzechów
innych, odbijających się na niewinnych osobach. Natalie była chora;
potrzebowała pomocy i wsparcia, ale żadna bliska osoba jej go nie ofiarowała.
Zaś chłopak, który powinien jak najbardziej jej pomóc – zachował się jak zwykły
dupek. - Moi rodzice wiedzą. Mój brat i Scott też.
Jeśli coś mi się stanie, to ty będziesz pierwszym podejrzanym.
Puścił
mnie. Gwałtowanie i bez ostrzeżenia, przez co zatoczyłam się do tyłu, mało co
nie upadając. Złapałam się za obolałe ramie, rozmasowując je ostrożnie. Spojrzałam
na niego po raz ostatni, w końcu decydując się odejść. Idąc wolny, krokiem na
ścieżkę, usłyszałam za sobą szyderczy głos chłopaka.
- Skoro już tak chcesz wszystko naprostować,
idź do swojej koleżaneczki Lissy. Ona raczej rzadko kiedy była z tobą szczera.
Zatrzymałam
się. – Co masz przez to na myśli?
Jego
śmiech obił się w mojej głowie.
- Jest niezła w łóżku.
Lissa
z uśmiechem powitała mnie, poprawiając króciutką spódniczkę, kiedy siadała na
ławce. Udało mi się odnaleźć miejsce, gdzie nie było zbyt tłoczno. Dziewczyna
położyła dłonie na blacie stołu przed nami, stukając długimi paznokciami o
płytę.
- Coś się stało, kochana? – cmoknęła. – Tak nagle
zadzwoniłaś.
Dalej
masowałam nadgarstek. Miałam na nim już pierwsze oznaki siniaków, ale w głębi
duszy cieszyłam się, że miałam za sobą spotkanie z tym chłopakiem. Lecz
patrzenie jak ‘’przyjaciółka’’ Natalie ze spokojem wpatruje się w ciebie oczami,
obramowanymi czarną kredką, przyprawiało mnie o odruch wymiotny. Dziewczyna,
która uważała się za tak bliską jej osobę… - Chcę cię tylko o coś zapytać – zaczęłam. – I
oczekuję szczerej odpowiedzi.
Pokiwała
ochoczo głową.
- Jasne, pytaj.
Wzięłam
głęboki oddech, starając się powstrzymać drżenie głosu. Życie Natalie było
straszne – pełne kłamstw. Niewiele różniło się od mojego. Lecz ja umiałam się
temu postawić, a ona nie potrafiła. Za bardzo się bała. Nie mogłam zostawić
tego tak po prostu, zanim opuściłabym to miejsce. Musiałam zamknąć stary rozdział. Napisać nowy,
swoim własnym piórem.
- Ci
się łączy ze Steve’m?
Zobaczyłam
jak z jej twarz przybiera najjaśniejszy z możliwych odcieni. Nawet jeśli
chciałaby kłamać, po jej rysach łatwo było domyślić się prawdy.
- Słu..słucham? – bąknęła, przełykając głośno
ślinę.
Wyprostowałam
się, lekko wychylając w jej stronę.
- To co słyszałaś. Co łączy cię z Steve’m?
Osoby
takie jak Lissa nie liczyły się z konsekwencjami. Dla niej najważniejsze były
pieniądze, to co mogą za nie kupić i mieć. Nowa torebka, modne ubrania, mocny
makijaż i wiele ‘’znajomych’’. Ale nie pomyślała zapewne, że jej
przyjaciółeczka w końcu się domyśli.
- Proszę bardzo, mów – warknęłam, nie
przejmując się już swoimi słowami.
- Natalie… - wyszeptała przerażona, patrząc na
mnie okrągłymi oczami.
- Więc taka jesteś, tak? Za moimi plecami,
spotykałaś się z moim chłopakiem?
Położyłam
obie dłonie na stoliku. Wyobraziłam sobie, że Lissa cały czas oszukiwała
Natalie, udając, że jest dla niej kimś ważnych.
- A czy pochwalił ci się, co takie próbował
zrobić?
Spojrzała
na mnie zaszklonym wzrokiem, kręcąc głową.
- A czy wiedziałaś co tak naprawdę sprawiło,
że prawie umarłam?
Naginałam
prawdę. Natalie umarła. Byłam za to ja. Ale nie mogłam pozwolić, by żyła bez
wyrzutów sumienia.
- Najpierw mnie upił – szepnęłam, krzywiąc
się. – A potem próbował zgwałcić.
Zasłoniła
usta dłonią. Po jej policzku popłynęła łza, którą gwałtowanie strąciła, kręcąc
głową.
- Natalie, ja nie wiedziałam… - Najśmieszniejsze jest to, że nikt w to nie
wierzył. Tobie nie było nawet sensu mówić, bo wierzyłaś w jego świętość. Ale
tak naprawdę chodziło ci tylko o jedno.
Załkała.
Poczułam w sobie prawdziwą złość. Taką, której nie byłam w stanie wyładować na
nikim innym, jak tylko na winnej dziewczynie, która postanowiła zdradzić swoją
przyjaciółkę.
- Myślałaś tylko o sobie – mówiłam chłodnym
głosem, wyzbytym emocji, chociaż w środku wręcz się we mnie gotowało. –
Pozwalałaś mi chodzić na te wszystkie imprezy. Chore serce i alkohol. Idealnie.
Kochałaś się z moim chłopakiem, równocześnie zapewniając mnie o swojej
dozgonnej miłości. Powinnaś chyba poznać prawdę. To nie serce mnie zabiło. Ale
wy.
Wstałam.
Chciałam ją zostawić w takim stanie, ale nawet moje sumienie mi na to nie
pozwalało.
- Próbowałam się zabić. I dopiero to pozwoliło
przejrzeć na oczy niektórym. Może tobie też pomoże.
I
w tym momencie odeszłam. Wiedziałam, że wstała, ale ja szybkim krokiem
odeszłam, idąc przed siebie. Skupiałam się tylko na łzach, gromadzących się w
moich oczach i drodze – nie chciałam na nikogo wpaść, ani przewrócić się na
wysokich butach.
Wbiegłam
do jakiegoś parku, starannie wymijając dzieci na ścieżce. Opadłam na jakoś
ławkę, zrzuciłam buty i podkuliłam pod siebie nogi. Nie płakałam. Nie miałam
nad czym. Ale historia, jaką opowiedział mi Scott, przewyższyła jakiekolwiek
moje podejrzenia.
Natalie
pokłóciła się z mamą. Miała dość studiów, które wybrała jej właśnie ta kobieta.
Chciała je rzucić i zająć się czymś, co ją naprawdę interesowało. Lecz matka
jej nie pozwoliła. Wypomniała, że ta dba tylko o jej przyszłość, w którą wiele
trzeba zainwestować. Natalie wyszła z domu bez słowa. Zadzwoniła do Steve’a,
który zabrał ją do klubu. Dziewczyna nie liczyła się z faktem, że każdy łyk
alkoholu szkodzi jej jeszcze bardziej. Nerwy, alkohol, tłok sprawiały, że czuła
się coraz gorzej. Ale ona tylko zapijała swoje zmartwienia. W końcu Steve
zauważył, że jest już w strasznym stanie, więc zabrał ją do swojego mieszkania.
Tam
z chęcią położyła się w jego łóżku, ale chłopak nie próżnował. Chciał ją
wykorzystać, myśląc, że jeśli była pod wpływem to niczego nie zapamięta – od zawsze
powtarzała mu, że chce zaczekać do ślubu. Natalie zatrzymała jednak resztki
świadomości, opierając się z całych sił. Groził jej, kilkakrotnie uderzył, aż w
końcu pod wpływem adrenaliny uciekła.
W
następstwie otrzymała setki gróźb, że jeśli komuś powie, to pożałuje. Nie
umiała tego wytrzymać. Zadzwoniła do Scotta, opowiedziała mu wszystko, ale
zanim on zdążył zareagować, wzięła jakieś tabletki i ponownie się upiła. Kiedy
jej rodzice znaleźli ją w łóżku, z butelką opróżnioną butelką, zabrali ją do
szpitala. Stan krytyczny, chyba większe zagrożenie ze strony choroby serca, niż
samego przedawkowania leków.
Oczywiście Scott
powiedział jej rodzicom od razu co się stało. To on do nich zadzwonił, żeby
wrócili do domu. Opowiedział im, co zrobił Steve. A kiedy rodzice otrzymali od lekarzy
diagnozę, że słowa chłopaka się zgadzają – dziewczyna ma mnóstwo zadrapań i
siniaków oraz, iż była to prawdopodobna próba samobójcza – oskarżyli Scotta o
to, że wcześniej nie powiedział im, o dolegliwościach córki.
Było im na rękę to,
że ‘’Natalie’’ nic nie pamięta. Mogli udawać, że nic takiego się nie stało.
Odizolować ją i od najlepszego przyjaciel, jak i od chłopaka. Nie przewidzieli
tylko, że wszystko ułoży się inaczej.
Następnego dnia
siedziałam na łóżku, wpatrując się w leżący przede mną telefon. Co chwilę po
niego sięgałam, lecz nie miałam odwagi wcisnąć zielonej słuchawki, przy
numerze, który widniał na ekranie.
Poszłam do
łazienki. Oparłam się o umywalkę, patrząc na swoje odbicie w lustrze.
Nie byłam Natalie.
Byłam Even. Miałam swoje życie – z dala od tego, co działo się w Bostonie, w
rodzinie, która nigdy nie mogła stać się moją. Wówczas, nie potrafiłam nawet
spojrzeć w oczy, któremukolwiek z domowników.
Opryskałam twarz
zimną wodą. Powoli przyzwyczajałam się do ciała, które poniekąd zostało mi
dane. Często śledziłam swoimi ciemnymi oczami twarz młodej kobiety, która
prawie wcale nie przypominała mego dawnego oblicza. Jednak wyobrażałam sobie
przyszłości, którą mogłabym spędzić w ciele Natalie.
- Dasz radę, Even – szepnęłam do odbicia. – Co
to dla ciebie.
Wróciłam
do pokoju, chwyciłam telefon. Usiadłam na podłodze, opierając się plecami o
łóżko. Po tym jak nacisnęłam słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha, poczułam
jak moje serce zaczyna bić jak szalone. Przy pierwszy sygnale wzdrygnęłam się,
posłusznie czekając. Jakaś część mnie miała nadzieję, że nie odbierze. Druga
zaś, błagała, aby odebrał.
- Halo?
Jego
głos zabrzmiał mi w uszach, a serce na moment się zatrzymało. Nie byłam wstanie
nic powiedzieć. Lekko zachrypłe halo, zostało
powtórzone dwukrotnie, a potem Logan się rozłączył. Nie obchodziło mnie nic
innego – on był czymś, co ciągnęło mnie ku górze. A skoro żyłam, mogłam do
niego wrócić. Spróbować.
Zaśmiałam
się łagodnie, chociaż po moich policzkach toczyły się łzy, ciężkie i słone.
Toczyły się, dając mi jasny przekaz – mam cel.
Ponownie
podniosłam telefon, ty razem dzwoniąc do Scotta.
- Mógłbyś po mnie przyjechać? – zapytałam spokojnie.
- Jasne – rzucił. – Gdzie konkretnie?
- Kojarzysz jakiegoś dobrego fryzjera w
okolicy?
- Będę za pięć minut, kochana. Nie wiem co
chcesz zrobić, ale się na to piszę.
Pojawił
się, a ja z nieoczekiwaną radością wsiadłam do samochodu, raz po raz zerkając w
lusterko.
- No dobrze, co to za szatański plan? –
zapytał.
- Raczej nie próbowałeś sobie mnie wyobrazić,
prawda? Mnie, Even?
Pokręcił
przecząco głową, jednocześnie zmieniając pas ruchu. Prowadził bardzo dobrze i
pewnie, co niezwykle mnie satysfakcjonowało.
- Podejrzewam, że chcesz wrócić tam chociaż
jako odrobinka ciebie – zerknął w moją stronę. – Mam rację?
Wyjrzałam
przez okno. Wieczorem, kiedy księżyc zawiśnie na niebie, a lampy oświetlą ulicę,
ja będę zmierzać na lotnisko. Wrócę do domu.
- Chcę chociaż przypominać siebie –
wytłumaczyłam.
- Stąd twój strój? – wskazał na mnie.
Uśmiechnęłam
się. Udało mi się odnaleźć w szafie
Natalie coś, co przypominało moją dawną garderobę. - Zobaczysz kogoś, kto przypomina Even Alians –
podsumowałam, kiedy zatrzymał się przed salonem fryzjerskim.
- Więc czekam z niecierpliwością.
Weszłam
do budynku – przestronnego, pełnego wylewnych ozdób. Miał jasne ściany i
ogromne lustra, w których przeglądały się zadowolone klientki. Na krześle, obok
stoliczka z magazynami, siedziała tylko jedna kobieta, przyglądając się swojemu
telefonowi.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – przywitała
mnie miło, młoda dziewczyna, w czarnym kombinezonie.
- Chciałabym trochę zmienić swoją fryzurę –
powiedziałam miło, wskazując na blond czuprynę.
- Oczywiście – pokiwała głową. – Proszę usiąść,
za chwilkę ktoś się panią zajmie.
Przejrzałam
dwa katalogi, starannie przyglądając się proponowanym kolorom, aż w końcu
stanęła nade mną, na oko trzydziestoletnia, kobieta. Na nosie miała okrągłe
okulary, idealnie podkreślające owalny kształt twarzy. Włosy miała misternie
zaplecione, aż kusiło mnie zapytać ile się czesze rankiem.
- Zapraszam – wskazała dłonią na wolny fotel.
Usiadłam
na nim, patrząc na twarz Natalie, przyglądającą mi się pilnie. - Więc jakiej zmiany pani oczekuję?
Wyjaśniłam
jej dość obszernie, jak chciałabym aby mnie obcięła. Wskazałam połączenie
kolorów, których oczekiwałam na swojej głowie. Kobieta kiwała głową, a kiedy
zabrała się za obcinanie, łapiąc kosmyki blond włosów, mruczała pod nosem.
- Takie ładne… Ja
tylko się uśmiechnęłam, przypominając sobie jak wiele razy w swoim życiu
obcinałam sobie włosy sama, w łazience, tępymi nożyczkami, tragicznie je
strzępiąc. Byłam przyzwyczajona do spontanicznych kucyków, żadnych gładkich
koków.
Jeśli
miałam wrócić do domu, to tylko jako ja.
Przez
ogromne okno widziałam samolot, który już na mnie czekał. Spojrzałam na Scotta,
który stał obok mnie, z delikatnym uśmiechem krążącym na wargach. Ciągle
przyglądał mi się, rejestrując zmiany.
- Naprawdę nie mogę w to uwierzyć… Serio
kiedyś wyglądałaś podobnie?
- To jest jeszcze nic – zaśmiałam
się. – Kiedyś miałam całe czerwone włosy.
Otworzył
szeroko usta, aby w następstwie zacząć śmiać się razem ze mną. Widziałam swoje
odbicie – włosy skróciłam, a zamiast blond fal, miałam na nich czerwone ombre,
które kończyło się brązem na czubku głowy. Wyglądało to tak naturalnie, a ja
czułam się bardziej sobą, widząc ciemno podkreślone oczy.
Scott
odprowadził mnie najdalej jak mógł. Przyglądał mi się ciepłym wzrokiem. Zrobił
dla mnie tak wiele, zaufał i uwierzył, kiedy inni tego nie zrobili.
Rzuciłam
mu się w ramiona. Wciągnęłam mocny zapach perfum, który już zaczął kojarzyć mi
się z przyjacielem.
- Dziękuję ci, naprawdę – wyszeptałam
wzruszona. – Tyle dla mnie zrobiłeś. Uwierzyłeś mi.
- Nie ma za co – odparł cicho, otaczając mnie ramieniem. – Ja… zrobiłbym
wszystko dla Natalie. A skoro jej nie ma, zrobię wszystko dla ciebie.
Odsunęłam
się i patrząc mu w oczy, dodałam jeszcze:
- Nigdy ci tego nie zapomnę.
On
uśmiechnął się.
- Mam taką nadzieję. Dzwoń do mnie, a w razie
czego mogę ci jeszcze pomóc.
Jeszcze
raz go przytuliłam.
- Dziękuję. Za wszystko. Jestem pewna, że ty
też sobie ułożysz życie, tak jak tego pragniesz. Nie możesz całe życie się z
tym kryć. Prawda bywa bolesna, ale jest lepsza od kłamstwa.
- Wiem. Ale moi rodzice… - Twoja mama cię zrozumie. Gorzej z tatą.
Zmrużył
oczy, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Skąd możesz to wiedzieć? – zapytał lekko
drżącym głosem.
- Mówiłam ci, że zanim wyjadę muszę wszystko
uporządkować. Po za tym – coś ci się należało, za twoją bezinteresowną pomoc.
Pokręcił
głową, ale się uśmiechnął. Westchnęłam, poprawiając torebkę na ramieniu. Za
kilka godzin miałam już być w domu.
- Jesteś kimś niezwykłym, Even – powiedział cicho.
- Odrodzenie się wcale nie definiuje człowieka
pod względem niezwykłości – rzuciłam. – Ty również jesteś wyjątkowy. Nie
zapominaj o tym.
Pokiwał
głową. Po raz ostatni rozejrzałam się po lotnisku, biorąc głęboki oddech.
Pokierowałam się w wyznaczone miejsce, a małym tłumkiem ludzi, którzy kierowali
się w tę samą stronę co ja. Odwróciłam się w stronę Scotta, pomachałam mu z
uśmiechem, po czym ruszyłam prosto do samolotu.
Usiadłam
na swoim miejscu. Patrzyłam na roześmiane buzie małych dzieci, ekscytujących
się podróżą. Widziałam kobiety podobne do mamy Natalie – wyniosłe bogaczki. Ale
oni znaczyli na mnie tyle samo co nic – ich życie należało do nich, ja miałam
własne.
Zamknęłam
oczy.
Dziękuję Ci, Boże, że dałeś mi szansę.
Zrobię wszystko, by właściwie wypełnić Twoją wolę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz