poniedziałek, 20 marca 2017

Rozdział pięćdziesiąty pierwszy

                28 grudnia, 2014r.
Kolejna zła diagnoza. Serce bije coraz gorzej, wolniej i słabiej. Mogą minąć lata, bądź miesiące, kiedy będzie mi potrzebne nowe.
Świat jest szary. Każdy ma mnie za delikatne piórko, o które trzeba dbać. Bo chora. Nietykalna.
Inna.

                Każdy kolejny tekst napisany ręką Natalie był bardzo oszczędny. Jej słowa stanowiły zagadkę, nieodgadnioną pętle zdań, które mogły mieć przeogromne znaczenie.
                Przez pierwsze dni prowadzenie pamiętnika, Natalie w większości wklejała zdjęcia, pokazujące wydarzenia danego dnia. Czasem, widać było, że dany dzień był bardzo wyjątkowy, bo opisy natury i przebiegu różnych przygód były bardzo długie i dokładne. Pojawiały się nowe cytaty, z kolejnych przeczytanych przez nią książek. Jak na wówczas dwudziestolatkę przejawiała ogromne zainteresowanie prowadzenia pamiętniku.
                Jednak widać było ogromną zmianę. Piękne i długie opisy, zmieniły się w dołujące teksty. Natalie coraz rzadziej pisała, a większość jej wpisów była mętna i przepełniona żałością.

10 stycznia, 2015r.
Każdy dzień jest taki straszny. Ludzie przekonują mnie o swojej nienawiści do świata. Każdy pastwi się nade mną wyrazami współczucia.
,,Jak się dziś czujesz’’ pytają z żałosnymi uśmiechami, które niby mają dodać mi odwagi. Nikt nie robi tego z czystego serca. Kłamią. Ranią mnie. Chcą, abym szybciej zniknęła. Zrobiła miejsce dla lepszych ode mnie.


                Kolejne dni podsuwały mi złośliwe myśli. Nie chciałam wierzyć własnemu umysłowi. Zaczęłam poznawać nową Natalie – bez imprez, super znajomych. Zaglądałam do jej umysłu. Chociaż czułam się jakbym zdzierała z niej kolejne warstwy, nie kończyłam czytać.

15 luty, 2015r.
Cieszę się, że Scott tak mi zaufał. Powiedział mi o sobie wszystko. W zamian za to, jak mało o sobie mówię mu ja.
Nie potrafiłam zrozumieć, jak mogłam tego nie zauważyć. Był moim prawdziwym przyjacielem – myliłam się. Dopiero dziś stał się nim naprawdę – ukazując mi cząstkę swej duszy.
On naprawdę sprawił, że uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Po raz pierwszy od miesięcy, przypomniałam sobie, jak to jest cieszyć się.
Zaufał mi. Jego sekret nie jest ważny – jego uczucia, mnie nie interesują na tyle, by zerwać przyjaźń. Boję się tylko, że inni tego nie pojmą. Nie zrozumieją, że liczy się jego nieskazitelna dusza. Jego rodzice zapewne nigdy nie rozumieją. Wyklną go, porzucą, wydziedziczą. Ale ja mu pomogę. Bo on obiecał, że pomoże mi.

20 marca, 2015r.
Powiedziałam mu.

            Poznałam prawdę o rodzinie Brownów. Tak jak wcześniej myślałam, matka Natalie, była apodyktyczną kobietą, która ,,dbała’’ o przyszłość swoich dzieci, lecz tak naprawdę ustawiała ich tak jak chciała. To ona wybrała studia Natalie, których dziewczyna szczerze nienawidziła. Chciała by wszystko było po jej myśli. Przez to wielokrotnie kłóciła się z mężem, który chciał tylko normalnej, szczęśliwej rodziny.
            Nie raz grozili sobie rozwodem. Ale widząca nad nimi groźba złej reputacji ich powstrzymywała. Przez to kłócił się z nimi Mark, który nie chciał kłaniać się matce. Stał się oschły. Zamknięty w sobie. Odizolował się od siostry, która szczególnie go potrzebowała.
            Lissa była tylko dziewczyną, a Natalie była zmuszona by się z nią bawić. Nie lubiła jej – była sztuczna i komentowała każdego. Jej sztuczność odpychała innych o niej.
            Każda nowa notatka pozostawiona przez Natalie, opowiadała mi o jej życiu. Kiedy zaczynała prowadzić pamiętnik, była miła i subtelna. Kochała życie. Ale wraz z czasem się zmieniła.
            Jeden z jej ostatnich wpisów był bardzo obszerny. I zagmatwany.

15 kwietnia, 2015r.
Chciałam walczyć. Scott mi kazał. Chciałam walczyć dla samej siebie. Życie miało nabrać kolorów. Miałam dobrowolnie zapisać się na terapie. Brakowało mi bodźca, który sprawiłby, że wydostałabym się z dołu, w którym siedziałam.
Prawdopodobnie byłam zbyt ślepa, by w to wierzyć. Nie chciałam żyć. Życie było za trudne, długie i męczące. Każdy poranek był walką o to, by w ogóle wstać. W szkole każdy głos był jedną osobą, a nauczyciele irytowali mnie swoimi wypowiedziami, które składały się na nasze nieposłuszeństwo i nieuctwo.
Wierzyłam, że szarość, która zasłaniała mi oczy, zniknie. Tak jak dawniej, zaczęłam planować przyszłość. Miałam powiedzieć rodzicom prawdę, to co o nich myślę.

Słońce rani moje oczy swymi promieniami. Czasem wydaje mi się, że wypala cały mój wzrok.
Nie mam już serca. Wybuchło ono na maleńkie kawałeczki, a to co bije w mojej piersi, to właśnie te kawałki, obijające się o żebra. Małe dzieci denerwują mnie tak jak zwierzęta – ich krzyki, piski rozrywają mi uszy. Wszystko jest w czerni. I bieli. Kolory wyblakły. Miejsca, do których kochałam chodzić, straciły sens.
 Każdy łyk alkoholu może być ostatnim. Lecz ja dalej piję. Mam nadzieję, że nieświadoma zasnę, a moje myśli przestaną galopować. Moi bliscy są jak obcy. Ja jestem jak ktoś obcy.

Marzę o przerwie. By wszystko zniknęło. Chciałabym zasnąć na pewien czas – przestać udawać, że żarty mnie śmieszą, a docinki na źle ubrane kobiety fascynują. Chcę przez chwilę nie ukrywać emocji. Być po prostu sobą.

20 kwietnia, 2015r.
To dziś. Dziś się to skończy.



                Scott  po mnie przyjechał. Tym razem patrzył na mnie, rejestrując każdy mój ruch. Miałam na sobie sukienkę Natalie, o brawie bardzo jasnego błękitu. Majowe popołudnie było jasne i pogodne, toteż z radością rozkoszowałam się dotykiem słońca na nagiej skórze ramion.
            Kiedy wysiedliśmy, nie potrafiłam zostać tylko na masce samochodu. Ruszyłam przed siebie, starając się omijać gałązki na ziemi i nie zranić się krzewami.
            Scott szedł za mną bardzo cicho, jakby wcale go nie było. W końcu znalazłam mały, drewniany pomost, prawdopodobnie stworzony przez rybaków, którzy chcieli mieć swoje miejsce na połów ryb.
            Usiedliśmy na deskach, uprzednio ukrytych pod kocem w kratkę, przyniesionym przez Scotta. Chłopak siedział w pełnej odległości ode mnie. Ja zaś, niczym dziecko podekscytowane wyjściem na dwór, zdjęłam buty i zanurzyłam stopy w chłodnej wodzie. Przez moment podziwiałam drzewa, które schylały się, przez co ich gałęzie, wraz z licznymi liśćmi były zanurzone w zimnym strumieniu. Mnóstwo ptaków przysiadło w koronach wierzb i dębów, podśpiewując cicho.
            Chciałam móc się tym cieszyć, ale niestety, słowa, które przeczytałam w pamiętniku Natalie, wciąż krążyły mi po głowie, a pytania, które wciąż nasuwały mi się na język, nie pozostawiały mnie w spokoju.
 - To nie był przypadek, prawda? – przerwałam w końcu ciszę.
            Scott spojrzał na mnie, marszcząc brwi. Zamiast odpowiedzieć, wyjął coś z przyniesionego koszyka. Poczułam się, tak, jak czuć się mogła Natalie. Miłe popołudnia, spędzone na piknikach z najlepszym przyjacielem. Ale to były tylko te dobre chwile. Momenty, w których mogła być sobą chociaż przez moment. Nikt nie ranił jej przypadkowymi słowami, a uśmiechy nie były wymuszone.
            Scott podał mi plastikowy kubeczek, napełniony do połowy jakimś płynem. Z chęcią napiłam się, ale niezbyt smakował mi ten dziwny napój. Odstawiłam więc na bok naczynie.
 - Co ona zrobiła? – zapytałam znowu.
            Chłopak ścisnął wargi.
 - Jaka ona?
            Przewróciłam oczami.
 - Wiesz o kim mówię – rzuciłam, odwracając wzrok w stronę jeziora.
            Scott przysunął się bliżej mnie. Poczułam ciepło jego rozgrzanego ciała i zapach perfum – swoją drogą dość mocnych. Tak samo jak wcześniej był zadbanym i idealnie ubranym chłopakiem.
 - Alkohol i serce w końcu się zgrali – wymamrotałam.
 - Dobra, Natalie, zaczynasz mnie przerażać…
            Odwróciłam głowę w jego kierunku. Patrzył na mnie spokojnie, chociaż w jego twarzy kryły się emocje, które starannie skrywał.
 - Ja wiem, że ty wszystko pamiętasz, tylko udajesz – wybąknął.
            Uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że moja twarz, podobnie jak jego, wyraża aż nazbyt. Przechyliłam się lekko w stronę wody, tak aby widzieć swoje odbicie. To nie była moja twarz. To nie było również moje życie. Nie byłam przyjaciółką Scotta. Nie byłam jedną z Brown’ów. Nie mogłam kłamać przez resztę życia. Bo moje życie było gdzie indziej.
 - W pamiętniku napisała, że to dziś. Podejrzewam, że zaplanowała samobójstwo.
            Z twarzy mojego towarzysza odpłynęła cała krew. Przez moment poruszał wargami jak ryba wyciągnięta z wody, ale nic nie powiedział. Ale ja nie potrzebowałam słów. Sama się domyśliłam.
 - Była chora, prawda?
            Pokiwał głową. Nadal nic nie powiedział.
 - Dlaczego nikomu nie powiedziałeś? Przecież depresja mogła ją zabić. Poniekąd to zrobiła.
            Scott zbladł jeszcze bardziej. Patrzył na mnie z całkowicie nieukrywanym strachem, jakby moje słowa były gorsze, niż najstraszniejszy horror.
 - Wiedziałaś o mnie coś… gdyby moi rodzice się dowiedzieli… powiedziałaś, że jeśli komuś powiem…
 - Rozumiem – uśmiechnęłam się, jak nauczycielka, wysłuchująca wyjaśnień ucznia. – Ale czy nie pomyślałeś, że choroba serca, alkohol, choroba psychiczna i coś co ją całkowicie załamało, sprawiły, że podjęła się najgorszej opcji?
            Scott wstał. Położył dłonie na głowie i przez moment godził w kółko, zbierając myśli.
 - Nie wiem o czym ty mówisz – westchnął. – Zachowujesz się jakbyś to nie była ty.
 - Bo to nie byłam ja – przyznałam ze stoickim spokojem.
            Zmarszczył brwi. Wpatrywał się we mnie, a ja odparowywałam jego spojrzenie. Musiałam zaufać jednej osobie. Musiałam dowiedzieć się co stało się Natalie. Musiałam wrócić do bliskich.
 - Jak sądzisz, co dzieje się z człowiekiem po śmierci? – spytałam go cicho, tajemniczym głosem.
 - Natalie o czym ty mówisz…
 - A gdybym ci powiedziała, że duchy, jakaś cząstka życia po śmierci, istnieje? Że nasza dusza może trwać wiele lat po tym, jak już nasze ciało spocznie w ziemi?
            Mina Scotta zdradzała wiele. Powątpienie, mieszaninę strachu i niepewności. Kiedy na niego patrzyłam, przypominał mi Nicka – tego smutnego chłopaka, u którego okres dojrzewania stracił sens, gdy jego rodzina całkowicie się rozpadła. Scott jednak miał jakby dwa oblicza – mocno zaciśnięta szczęka i zmarszczone czoło, zdradzały, jak intensywnie myślał. I chociaż tak naprawdę nie powinnam była mu, od tak zaufać, postanowiłam to zrobić.
 - Możesz mi nie uwierzyć – szepnęłam.
            Przez moment zdawało mi się, że wszystko się zamazało, a na tym moście stoję ja i, nie Scott, lecz Logan. Siedem lat wcześniej nie odważyłam się wyznać mu prawdy. A może gdybym to zrobiła, żyłabym wraz z nim i bliskimi?
            Nie patrząc Scottowi w twarz, po prostu wyobrażając sobie, że to ktoś kto naprawdę mnie rozumie, powiedziałam to nagłos, pierwszy raz pozwalając, by usłyszała to inna osoba.
 - Nazywam się Even Alians.
            Łza spłynęła mi z oka. Nie otarłam jej, a żadna inna nie popłynęła jej śladem. Stałam tam, patrząc na niebo, niebo, które stało się dla mnie błogosławieństwem.
 - Natalie nie żyje – wykrztusiłam w końcu. – Tamtego dnia nie ona się zbudziła, lecz ja.
            Scott podszedł do mnie. Teraz nie ukrywał już zakłopotania, co całkowicie mnie nie dziwiło. Nie zdziwiło by nie też to, że mi nie uwierzy.
 - Ty chyba całkiem zwariowałaś – westchnął. – To niedorzeczne…
 - Po co miałabym to wymyślać? – zapytałam chłodno.
            Przełknął ślinę. Skrzyżowałam ramiona na piersiach, jakbym chciała się ogrzać i odwróciłam się w stronę Scotta.
            Podeszłam do niego. Patrząc mu w oczy, mówiłam miękko, uważanie dobierając słowa.
 - Spójrz w moje oczy – wyszeptałam. – Czy widzisz oczy Natalie?
            Pokręcił głową.
 - Czytałem o przypadkach, kiedy ludzkie oczy zmieniają kolor …
            Uśmiechnęłam się. Nie czułam już krępującej obecności chłopaka, którego praktycznie nie znałam. Nie czułam się oszustką – w końcu wyjawiłam komuś swoje imię i miałam zamiar wyjaśnić mu więcej. Usiadłam znowu na twardych deskach, zanurzając stopy w zimnej wodzie. Przez moment przypomniał mi się dzień, kiedy prawie utonęłam w toni jeziora. Odgoniłam od siebie to wspomnienie, pozostawiając miejsca dniom, które chciałam pamiętać.
            Poklepałam miejsce obok siebie. Chwilę czekałam, aż Scott zdecyduje się, aby usiąść. Mimo to zdjął buty, po czym podobnie jak ja, zanurzył nogi w wodzie. Przez parę minut oboje tylko miarowo poruszaliśmy stopami, momentami na któreś z nas spadały kropelki wody.
            Spojrzałam na jego twarz. Miał niespokojną minę, a w oczach było widać niewątpliwą burzę. Poszukałam jego ręki – miał miękką i delikatną skórę.
 - Mogę ci zaufać? – zapytałam szeptem.
            Walczył ze sobą. I chociaż nic nie powiedział, lekki ruch głową, kiedy przytaknął, sprawił, że zaczęłam mówić. Słowa płynęły ze mnie, jak nigdy. Mówiłam cicho, ale z pewnym entuzjazmem; nie kłamałam.
            Najpierw wprowadziłam go w swoje życie – problemy z matką, zniknięcie Kevina i izolacja mojego najlepszego przyjaciela. Stopniowo wprowadzałam wszystkie informacje, od tego, że moja prawdziwa matka nie żyła, po wypadek mojej najlepszej przyjaciółki, za który tyle się obwiniałam. Nie wspominałam tylko o wydarzeniach. Chciałam, aby znał mnie lepiej, niż była w stanie poznać mnie Amanda Alians. Opowiadałam o swoim uczuciach. Smutku, radości, żalu. Tłumaczyłam, jak zmieniłam się na przestrzeni miesięcy. Sama zdziwiłam się, ile w moim życiu było wzlotów, upadków, bólu i łez.
            Scott był doskonałym słuchaczem. Przyjął wszystko ze spokojem, a jedyne emocje ukazywały jego oczy. Nie przejął się, kiedy mówiłam o duchach, ale bardziej wzdrygał się na moje osobiste tragedie – wypadek Nicka, prawdę o moich rodzicach. Wydawało mi się, że naprawdę rozumiem to, kim byłam.
            Nie szczędziłam też moich uczuć co do Logana. Chciałam by wiedział, że był ktoś, do kogo chciałam wrócić.
            Kiedy skończyłam, czułam suchość w gardle, a w uszach obijała mi się cisza, gdy mój głos nie rozbrzmiewał. Nie miałam już nic do dopowiedzenia, czekałam tylko na reakcje Scotta.
            Już dawno wyjął nogi z wody. Siedział po turecku, obracając w dłoni jakiś dziwny przedmiot, który wyglądał jak mały globus, z uwagi na przewagę niebieskiego koloru. Przez moment bałam się, że chłopak uznał mnie za wariatkę, bądź sam zastanawiał nad swoim stanem psychicznym.
 - Jak to w ogóle możliwe? – zapytał w końcu. – Nie żyłaś, aż trafiłaś do ciała mojej przyjaciółki… to brzmi jak… dobry film.     
            Wybucham śmiechem. I chociaż nie było w tym nic, aż tak śmiesznego, nie mogłam się powstrzymać. Scott uśmiechnął się tylko półgębkiem.
 - Nie wiesz ile razy zadałam sobie to pytanie – westchnęłam głośno. – Kiedy umarłam, patrzyłam na ludzi, którzy w ogóle nie przejmowali się niczym, tracili życie w domu, w otoczeniu czterech ścian. Ja wówczas zastanawiałam się czemu musiało wypaść na mnie. Cholerna ruletka.
            Niedorzeczność tej sytuacji była ogromna. Stałam na maleńkim mostku, obok chłopaka, o którym prawie nic nie wiedziałam. Opowiadałam o sobie, mojej historii, zdając sobie sprawę, jak naprawdę wyglądało moje życie.
 - Wiem, że brzmi to jak brzmi. Ale nie sądzisz, że mogłabym to wszystko wymyślić?
            Scott szybko pokręcił głową. Potem zrobił coś, czego bym się po nim nie spodziewałam. Przygarnął mnie do siebie, aż zakręciło mi się w głowie od intensywnego zapachu perfum. Pogładził mnie delikatnie po włosach.
 - Chociaż to całkowicie abstrakcyjne, niemożliwe, to ci wierzę – szepnął.
            Nie mogłam pohamować łez, które wypłynęły mi z oczu,  kiedy Scott wykazał się takim współczuciem. Przez chwilę nadal trwałam w jego objęciach. Jednak oswobodziłam się z nich, cofając się o pół kroku.
 - Wnioskuję, że potrzebujesz mojej pomocy, aby wrócić do domu? – zapytał z uśmiechem.
 - Nie wiesz nawet jak bardzo – odparłam.
                       
            Wróciliśmy do samochodu, kiedy poczuliśmy jak pierwsze kropelki majowego deszczu skapują nam na twarze. Włączyliśmy jakoś muzykę i pojechaliśmy w kierunku obcego mi miasta.
            Scott bardzo dokładnie opisał mi Natalie, zanim zachorowała na depresję. Jego opowieści o przyjaciółce, którą rozpierała energia, a pomysły nigdy się nie kończyły, były naprawdę niesamowite. Jak się okazało oboje poznali się, gdy mieli po piętnaście lat, ale dopiero po jakimś czasie zaczęli się kolegować, a dopiero przyjaźnić.
            Z jego opisów dowiedziałam się o dziewczynie naprawdę dużo. Nienawidziła się wyróżniać pod względem majątkowym, z radością ubierała wyszukane ciuchy, jakich nie miały inne dziewczyny. Podobno w wieku szesnastu lat postanowiła, że będzie chodzić tylko w sukienkach i spódniczkach. Jej postanowienie najpewniej trwało długo, bo rzeczywiście jej szafa była wypchana owymi kreacjami.
            Momentami Scott mizerniał – zaciskał wargi, a kiedy z jego oczu znikał ten blask, wiedziałam, że zdawał sobie sprawę, iż cały czas opowiada o swojej ukochanej przyjaciółce, która nie żyła.
            Kiedy zaczynaliśmy zbliżać się do miasta, a historia z imprezy po rozdaniu dyplomów się zakończyła, spojrzałam na Scotta, który z łatwością prowadził jedną ręką.
 - Co to za tajemnica, którą wyjawiłeś Natalie? – rzuciłam w końcu.
            Znowu byłam światkiem jego przemiany – zaciśniętej szczęki. Krążyły w nim emocje, a ja jak najbardziej chciałam mu pomóc z nimi żyć.
 - Przecież możesz mi zaufać. Nie ma nic dziwniejszego od tego, co dziś ci powiedziałam.
            Mruknął coś pod nosem. Rzecz jasna nic nie zrozumiałam, ale on najwyraźniej był zadowolony z odpowiedzi.
 - Naprawdę? Myślisz, że to usłyszałam?
            Westchnął głośno. Uderzyłam go żartobliwie w ramię, a on się skrzywił. Dalej prowadził, uporczywie wpatrując się w drogę przed nami.
 - Nooo powiedz mi – wymruczałam, ponownie uderzając go w ramię.
            Złapał obiema dłońmi kierownicę.
 - Chcesz znowu zginąć? – warknął.  
            Przez moment znaczenie tych słów nie docierała do moich uszu. Dopiero po chwili przygniótł mnie ciężar zwykłego zdania, które mimo wszystko zabrzmiały całkowicie dobijająco.
            Odwróciłam się w stronę okna, czując wzbierające się w oczach łzy. Z całych sił zapierałam się przed płaczem. Ze złością otwarłam oczy. Poczułam się naprawdę źle – odważyłam się mu zaufać. On mi nie potrafił.
            Z całych sił zaciskałam szczęki, by nic nie odpowiedzieć. Straciłam cały zasób moich złośliwych uwag. Po prostu zamknęłam oczy. Ale to nie pomogło; od razu powróciły do mnie wspomnienia.
            Zobaczyłam moją przyjaciółkę, która wpada pod koła ciężarówki. Nie wiem ile lat musiałoby minąć, abym zapomniała widoku krwi i powykręcanych kości. Co noc w moich myślach pojawiał się jej trup – porozrzucane wokoło głowy włosy, martwe spojrzenie.
            W głowie znowu usłyszałam głos kobiety, oznajmiającej, że mój kuzyn miał wypadek samochodowy. Potem zobaczyłam jedyną, jedyną fotografię taty. 
            Moja dawna fobia wróciła.
            Kiedy otworzyłam oczy, mój wzrok powędrował na licznik. Scott, mimo terenu zabudowanego, jechał szybciej, niż ja bym sobie na to pozwoliła. Poczułam pierwsze kropelki potu na czole, zdając sobie sprawę, że miał rację. Gdyby stracił czujność, mogłabym umrzeć na zawsze.
 - Zatrzymaj się – pisnęłam.
            Scott spojrzał na mnie szybko, a następnie uśmiechnął się ze skuchą.
 - No dobrze, przepraszam. Trochę przegiąłem…
 - Zatrzymaj się! – wrzasnęłam.         
            Zahamował i auto zatrzymało się na poboczu. Wyszłam ze środka, wciągając oziębione powietrze. Maleńkie kropki deszczu zraszały moje czoło, a ja czułam ich chłód na nagiej skórze ramion.
            Otuliłam się nimi. Chciałam płakać – byłam w paskudnym położeniu. Z dala od bliskich, którzy uważali mnie za martwą. Z chłopakiem, który nie chciał stać się moim przyjacielem. Z ludźmi, którzy znali Natalie. Z życiem, które nie należało do mnie.
            Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Scott pojawił się przede mną, z wyjątkowo zmartwioną miną. Spojrzał w górę, na ciemne chmury, z których kapała woda.
 - Nata… Even, co się stało? – zapytał zmartwiony. – Ja naprawdę nie chciałem…
 - Nie o to chodzi – załkałam. – To wszystko zaczyna mnie przerastać.
 - Samochód – rzucił pod nosem. – Ty dalej się ich boisz?
            Pokręciłam głową.
 - To był tylko taki drobny napad.
            Pociągnęłam nosem. Było mi potwornie zimno, a deszcz, moczący włosy, które nie były moje.
 - To takie straszne. Muszę żyć w ciele, które nie jest moje. Wszystko nie należy do mnie. Nie zasłużyłam na to życie.
 - Nie mogłaś go dostać bez powodu.
            Marzyłam o byciu dawną sobą. Chciałam znowu mieć czerwone włosy, kolczyki i mój pokój, pełen brudnych ubrań na krześle. Tęskniłam za wzrokiem Nicka, ciepłym dotykiem Maxine. Chciałam znowu zatopić się w objęciach cioci. A najbardziej tęskno mi było do Logana – jego zrozumienia, zapachu, spojrzenia. Chciałam mieć przed oczami jego tatuaż, słyszeć głos, który sprawiał, że miałam dreszcze.
  - Chcę z powrotem swoje życie – wyjąkałam. – Być tylko Even.
 - Co cię tu trzyma? – uniósł jedną brew. – Możesz kupić bilet, spakować się i odlecieć do ludzi, których kochasz.
            Pokręciłam głową.
 - To zbyt łatwe. Musi być jakiś haczyk.
 - Sądzę, że za dużo już wycierpiałaś.
            Uśmiechnął się łagodnie. W jego uśmiechu było wiele ciepła, wsparcia. Rozumiałam już, za co ta cicha i skryta Natalie mogła go uwielbiać. Nie ta szalona imprezowiczka – ale chora dziewczyna, potrzebująca prawdziwego przyjaciela.
 - Jeśli chcesz, kupię ci bilet. – Zaproponował dobrodusznie chłopak. - O ile się orientuje masz konto w banku, więc dasz sobie tam radę przez pewien czas.
            Zadrżałam od chłodu, ale i nerwów. Myśl o spotkaniu tych wszystkich ludzi, rozgrzała moje serce. Dom.
 - Naprawdę zrobiłbyś to? – niedowierzałam. 
 - Dlaczego nie? A teraz wsiadaj. Bo zaraz się pochorujesz.
            Otworzył mi drzwi, a ja z wdzięcznością usiadłam. Scott włączył ogrzewanie, żebym przestała się trząść. Kiedy wybrał muzykę (dość ciekawy rodzaj country), spojrzał tylko na mnie, dziewczynę, przykładającą dłonie do wylotów powietrza, i jakby nigdy nic, rzucił:
 - Jestem gejem. Oto moja tajemnica.
 - Naprawdę? Myślałam, że chodzi co najmniej o coś w stylu, że jesteś potomkiem rodziny królewskiej – spojrzał na mnie pytająco. – Żartuję.
 - To dość… wstydliwe dla mnie – wybąknął cicho.
 - Nie wiem dlaczego – ożywiłam się. – To naprawdę nic wielkiego. Jak dla mnie. Mógł być to większy sekret. A to jest po prostu życie.
            Kiedy wjeżdżaliśmy ponownie na drogę, uśmiechnął się, jakby spadł mu kamień z serca.
 - Jesteś do niej podobna – mruknął.
           
            Dom w bostońskim centrum świecił pustką. Wszyscy jego mieszkańcy byli w pracy albo gdzieś indziej. To miejsce było całkiem inne niż domu, w jakich byłam. Czuć było chłód i brak dominacji miłości. Zdjęcia w ramkach były zbyt pozowane, a ozdoby za bardzo dopasowane do siebie. Każdy mój krok rozbrzmiewał echem.
            Zamknęłam się w pokoju Natalie. Ułożyłam się na miękkim łóżku,  z laptopem na brzuchu. Zaczęłam wstukiwać różne zdania w Google. W ten sposób chciałam zapełnić pustkę, która powstała, w oczekiwaniu na odejście z tego domu.
            Znalazłam artykuł. Był obszerny, pełen górnolotnych zdań. Autorka, młoda kobieta, pisała o wypadku, który miał miejsce nocą, siedem lat wcześniej.

            Tego dnia mogliśmy spotkań się z niezwykłym aktem odwagi. […]
            Przy ul. Broken Glass, przed klubem powszechnie znanym wśród ludności naszego miasta, doszło do wypadku, w którym uratowany został syn bogatego biznesmena, Christophera Varpola. […]. Zaledwie szesnastoletnia dziewczyna, Even A., mimo stanu, w jakim znajdowała się po wypiciu dużej ilości alkoholu (właściciel klubu został pociągnięty do odpowiedzialności za sprzedawanie alkoholu nieletnim, czytaj strona 12) ocaliła od niechybnej śmierci swojego rówieśnika, Christophera U. Niestety, dziewczyna zmarła, mimo wielu prób reanimacji. Udało nam się dowiedzieć, że dziewczyna była już wcześniej w bardzo złym stanie zdrowotnym, a silne potrącenie wywołało krwotok wewnętrzny. […]
            Pan Christopher UnderVarpol przez kilka dni pozostawał w śpiączce. Jego stan był krytyczny, znajdował się na Oddziale Intensywnej Terapii, gdzie pozostał jeszcze kilka godzin po obudzeniu. Po za wieloma bliznami chłopak może cieszyć się zdrowiem. […]
            Niestety, nie udało nam się dowiedzieć co dokładnie wydarzyło się tamtej nocy. Pan Christopher U. podobnie jak ojciec oraz bliscy znajomi, nie komentują zdarzeń. Wiemy jednak, że chłopak bardzo przeżył śmierć Even.
            […]

            Na innych stronach było wiele podobnych relacji. Nic nowego, wszędzie ogólnikowe wydarzenia.
            Poczytałam pamiętnik, przejrzałam Facebooka, ale dalej nie potrafiłam znaleźć dla siebie miejsca.
            Kiedy na telefon Natalie przyszedł SMS, zerwałam się i odczytałam wiadomość.

Możesz się pakować. Załatwiłem Ci bilet. Za dwa dni wylot.
xx          

                Ucieszona odłożyłam komórkę, po czym zaczęłam się pakować, wybierając najpotrzebniejsze rzeczy. Jeśli chodzi o same ubrania, miałam niewielki wybór i musiałam niestety spakować wiele sukienek, szukając jak najmniej roznegliżowanych.
            Siedziałam na podłodze, składając jedną z niewielu czarnych rzeczy w szafie Natalie, kiedy mój wzrok natrafił na małą półkę z książkami. Tytuły różniły się czcionką, same powieści grubościami i kolorami. Wstałam, aby podejść do biblioteczki. Książki były w większości jakimiś romansami, biografiami albo podręcznikami. Od razu rzuciła mi się w oczy mały tomik, który odcinał się na tle obszernych pozycji.
            Wysunęłam powoli zieloną książeczkę. Ujrzawszy tytuł, pojęłam, że to zbiór wierszy. Nazwisko autora brzmiało znajomo, więc otworzyłam na pierwszym wierszu.
            Przewracając kartki, ujrzałam fragmenty zaznaczone różnymi kolorami, ołówkami i długopisami. Różne notatki, podopisywane pod tekstem, pokazywały różną interpretację danego fragmentu.   
            Czytałam wiersze, lecz niezbyt wiele z nich wniosłam. W większości skupiałam się na zaznaczonych fragmentach, sugerując się gustami Natalie. Prawie u końca, tak, że mało co go nie przeoczyłam, znalazłam tekst.

,,…twe życie – niby nieodgadły rebus – nędzne się zdaje i ogromne nazbyt, gdy – to malejąc, to sięgając niebios – zastyga w kamień lub dorasta gwiazdy.’’

            Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Przypomniałam sobie, jak Logan mówił ten sam fragment dla mnie. Jego głos rozbrzmiał mi w uszach. Tęskniłam za nim. Chciałam znów być obok.
            Schowałam walizę do szafy, a sama zabrałam tomik, zagrzebując się w kołdrze. Czytałam wiersze, nagle je rozumiejąc, aż w końcu poczułam miłe uczucie spokoju, a powieki zaczęły mi ciążyć. Zamknęłam więc oczy, by śnić o ponownym spotkaniu z mężczyzną, którego kochałam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz