wtorek, 31 marca 2015

Rozdział pierwszy


           Lód trzeszczał pod moimi stopami, gdy przesuwałam je centymetr po centymetrze. Doskonale wiedziałam, że nie mogę się wycofać, ale zaczynały mnie powoli niepokoić wzory na powierzchni lodu, przypominające pajęcze sieci, powstające dokładnie tam, gdzie stawiałam stopę. Lód pode mną niebezpiecznie skrzypiał, za każdym razem, gdy słyszałam ten dźwięk, ciarki przechodziły mnie po kręgosłupie.             Czułam pod stopami roztopiony śnieg. Stopy ślizgały mi się na wszystkie strony. Miałam już serdecznie dość tego gównianego lodu, ale co poradzić.
            Tak więc, dzień ten był idealnym przykładem tych, których główną atrakcją jest randka ze śmiercią. Jednak ta tego dnia była wyjątkowo blisko mnie i sapała mi nad karkiem. Może to było głupie posunięcie zakładając się o to, że uda mi się przejść po zamarzniętym jeziorze, z jednego brzegu do drugiego, tylko po to by uchronić swój honor i pokazać jaka to jestem nieustraszona. Mimo, że zima w tym roku w okolicach grudnia i stycznia była bardzo chłodna, to jakoś lód nie wydawał się za szczególnie gruby. No cóż, może nie byłoby to takie trudne, gdyby nie te duchy. No bo normalnie mogłabym przebiec się kawałek nie patrząc przed siebie, a tak musiałam cholernie uważać, by się z którymś nie zderzyć, bo tylko tego brakowało, żebym zemdlała na środku jeziora. Raczej żaden z moich przyjaciół po mnie nie przyszedł.
            Dokładnie mówiąc po tafli jeziora spacerowało sobie kilka duchów. Spokojnym spacerkiem pokonywali metry, rozglądając się zamaszyście po okolicy. Kilkoro spotykając się ze sobą zaczynali rozmawiać. Może za specyficznie się nie uczę, ale żyje w świadomości, że na tym jeziorze rozegrała się jakaś bitwa czy coś, dlatego duchy te się znały, gdyż polegli razem, w jednej bitwie, z jednej przyczyny. Oczywiście ostrzegałam też ponure postacie, z którymi nieszczególnie chciałabym pogadać.
            Gdzieniegdzie były nawet duchy młodych dzieci, ubranych w staromodne ubrania, co świadczyło o tym, że raczej zginęli tutaj wiele lat temu.
            Usłyszałam za sobą głośne nawoływania, więc się odwróciłam. Idąc tyłem, modliłam się w duchu, żeby nie wpaść na żadnego ducha.
 - Masz już dosyć? – wrzasnął Mattew oddalony już o połowę powierzchni lodu. – Bo wiesz zawsze może już wrócić, nikt się nie obrazi.
 - Ojej, jak miło, że się o mnie tak troszczysz – rzuciłam kwaśno w jego stronę.
 - Ale co tak wolno idziesz? – wtrącił swoje trzy grosze Cole, pomysłodawca co do zakładu. – Czyżbyś się bała?
 - No wiesz, rozkoszuję się to cudowną chwilą zwycięstwa – powiedzenie ,, No wiesz, muszę uważać na duchy, bo jak na jakiegoś wpadnę to już po mnie’’ wydawało mi się jakieś takie nie na miejscu.
 - Może się trochę pośpiesz – znów dołączył Mattew. – Tydzień minie zanim dojdziesz do brzegu.
 - Czasem się nie martw – warknęłam i odwróciłam się zamaszyście na pięcie.
            W życiu moje serce nie zabiło tak szybko. Stanęłam twarzą w twarz z duchem, aż poczułam bijący od niego chłód. Wpatrzyłam się w oczy ziejące dziwnym zimnem. Duch wlepił we mnie swój wzrok, widmowych oczu. Starając się go jakoś ominąć, źle postawiłam stopę, która szybko wygięła się w niewłaściwą stronę. Poczułam mocny ból, który szybko się rozprzestrzenił po całej nodze. Jedyne czego tak naprawdę się bałam, to wpaść na ducha.
            Żeby jakoś powstrzymać się przed skręceniem kostki, szybko postawiłam stopę właściwie, ale i tak już leciałam na lód. By się całkowicie nie zabić wyciągnęłam przed siebie ręce, zgięte w łokciach, by ich nie złamać. Upadając, słyszałam tylko głośny śmiech Cola, przypominający mi rechot żab.
            Tafla lodu pękła pod moim naporem, a ja poczułam jak z każdej strony otacza mnie lodowata woda.  Ramiona od razu mi zdrętwiały od zimna. Nietrafnie byłam na środku jeziora, gdzie nie miałam gruntu, więc cała byłam zanurzona w wodzie. Starałam się dopłynąć do dziury w lodzie, wyrobionej podczas mojego upadku, ale jakoś nagle znikła mi z oczu.
            Próbowałam nie wciągać wody nosem, ale powoli brakowało mi powietrza, więc w desperacji młóciłam nogami wodę, otaczającą mnie z każdej strony. Zimno kąsało moje ciało, którym powoli wstrząsały drgawki.
            Nie mogę Wam wyznać ile tam pływałam. Po prostu czułam jak moje płuca żałośnie domagają się powietrza, a zimna woda paraliżowała moje nogi. W piersiach powoli rozchodził mi się ból, dający znać, że wiele nie wytrzymam. Pływałam pod lodem, mając nadzieję na odnalezienie tej cholernej dziury.
            W oczach już rozmazywał mi się obraz, a ja mrugałam, próbując wyprzeć z nich wodę. W akcie totalnej desperacji, zaczęłam walić dłońmi w lód. Zimno mieszało mi się z bólem. Jedyne co uzyskałam to siniaki na rękach.
W sumie najłatwiej było opadać na dno. Nie czułam już rąk ani nóg. Tlen mi się kończył, a ja nawet już nie walczyłam. Nie miałam o co. Powoli mrużyłam oczy. Aż dostrzegłam wybawienie.
            Promienie światła wydobywały się z dziury, którą tam wpadłam.
     
            Nikłe, zimowe światło naprowadziło mnie na wyjście z tego miejsca. Raz przeszła mi przez głowę myśl: a może to te słynne światełko w tunelu?
            Ostatkami sił podpłynęłam do lodu. Najpierw wsadziłam rękę przez dziurę, potem drugą. Podparłam się nimi, mimo że ręce gięły mi się przez zmęczenie, jakby były z waty. Niewyraźnie, niczym przez mgłę, zobaczyłam chłopaków biegnących po śliskim lodzie. Mattew biegł zdecydowanie wolniej, ale za to nie potykał się i nie ślizgał jak Cole. Dopiero kiedy otworzyłam delikatnie oczy dostrzegłam widmo, delikatnie drgające przede mną.
Monique.
Niestety, świat stracił barwy, a mnie spowiła ciemność. 


poniedziałek, 30 marca 2015

Prolog

           Kiedy człowiek wyobraża sobie ducha ,w głowie staje mu raczej obraz prześcieradła widzącego metr nad ziemią wydającego głośne ,,Uuuu’’.
Jednak jeśli ktoś sobie właśnie tak wyobraża ducha to potwornie się myli. Duchy wyglądają jak normalni, tylko, że półprzezroczyści ludzie. Ich skóra nie ma wcale lekko beżowego koloru, tylko zielonkawy. Widać je trochę jak przez mgłę; niewyraźne, ale ludzkie kształty, idące jak ludzie chodnikiem. Ale co jest w nich najbardziej przerażające? To, że w ich ciele widać to od czego zginęli. Rany po kulach już nie krwawiące i podziurkowane ubranie w miejscu, gdzie przeszły naboje. Rana w głowie nabyta podczas nieudanej operacji usunięcia guza mózgu, czy od groźnego wypadku samochodowego. Można, by ich porównać do zombie z filmu ,,Wiecznie żywy’’. Choć nie. Te zombie mają więcej życia w sobie od duchów.
           Skąd niby o tym wszystkim wiem ?
           Bo sama widzę duchy.

           Otóż, skoro czytasz to teraz, oznacza, że już przyswoiłeś sobie tą informację. Tak, widzę duchy. Może żeby wszystko było jasne, zacznę od samego początku.
            Taka się już urodziłam. Wychowałam się w kołysce, z kołysankami, mamą i duchami chodzącymi po domu. Na początku było dobrze; no niby kiedy rozmawiałam z duchem, to wszyscy myśleli, że mam wymyślonych przyjaciół, bo przecież taka jest natura małych dzieci. Jednak z czasem zaczęło to nie przechodzić. Ludzie wokół przerazili się dziecka, które niby rozmawia sama ze sobą. I kiedy mama zaczęła prowadzać mnie do psychologa zrozumiałam, że muszę ukrywać fakt, iż widzę duchy. Od tamtej pory udawałam, że ich nie widzę. Jeśli ja udam, że ich nie dostrzegam, to one nie zrozumieją, iż je widzę. Tak więc robiłam wszystko, by nie zauważyły, że je dostrzegam. Nie patrzyłam się na nie bezpośrednio. Nie rozmawiałam z nimi. Nie dotykałam ich. Dlaczego ? Kiedy któregoś ducha dotknęłam mdlałam na miejscu, a kiedy inni przez nie przechodzą nawet się nie wzdrygają. Masz ci los.
            Nikt nie wie o moim pseudo darze. Raczej moja matka prędzej obcięła sobie obie ręce, niż by mi uwierzyła. Mój tata od jakiś szesnastu lat nie żyje, a moi przyjaciele, jak to kumple raczej by mi nie uwierzyli. W końcu nie jestem normalną nastolatką; nie ma bzika na punkcie mody, uwielbiam adrenalinie i niemoralne zachowania. No tak, uwierzyliby mi ot tak. Chyba w przyszłym życiu.
Tak więc poznałeś lub poznałaś początek mojej cudownej (czytaj sarkastycznie) opowieści. Jeśli jeszcze mi wierzysz to możesz brnąć dalej, bo jak już wspomniałam to dopiero początek.
            Więc zapraszam do historii mojego przecudownego życia. Ale ostrzegam, będzie już tylko gorzej.