sobota, 29 października 2016

Rozdział trzydziesty siódmy

Zanim Nick wrócił do domu, wyjrzałam przez okno, sprawdzając pogodę.  Ubrałam luźne, szare spodnie dresowe, szybko wepchnęłam w nie koszulkę (kłóciłabym się o to czy na pewno była moja), związałam niesforne włosy i kucyk – przydałoby się je wtedy już znowu pofarbować. Czekałam ubrana, siedząc na łóżku, aż mój kuzyn się pojawił.
            Był strasznie zaaferowany tym, że faktycznie napis schodzi z nagrobka. Poszczęściło mu się, ponieważ gdy już odchodził od grobu, przyszedł jakiś mężczyzna, który spostrzegł brak imienia Emily, więc dopisał je czarnym markerem. Wydało nam się to strasznie dziwne.
 - Moja teza jest prosta – oznajmiałam mu. – Tata Logana musi coś ukrywać w związku ze swoją córką.
            Nick spojrzał na mnie krzywo.
 - Może to tylko zbieg okoliczność? – zaproponował.
            Pokręciłam głową. Wcisnęłam dłonie w kieszenie spodni i westchnęłam. Wszystko poukładałam sobie perfekcyjnie w głowie, a wtedy musiałam mu to idealnie wyjaśnić.
 - Siostra Logana rzekomo umarła. Żadne artykuły w Internecie o tym nie mówią. Pan Varpol i jego żona byli już wtedy bogaci, co równa się również temu, że byli znani. Skoro wszędzie piszą o śmierci Ann Under, dlaczego nie piszą o jej zmarłej córce? Do tego napis na nagrobku, który się łatwo zmywa. Pan Varpol ma na pewno tyle pieniędzy, że spokojnie by mógł to naprawić, gdyby chodziło o kwestie zepsucia. Ponadto, Logan wspominał mi o tym, iż nie utrzymuje kontaktów z rodziną ze strony matki.
            Nick stąpał z nogi na nogę. Moje argumenty były przemyślane, to fakt. Ale nadal nie miałam żadnych dowodów, co mnie najbardziej dobijało.
 - Znalazłam się na jakieś stronie domu dziecka, po tym jak wpisałam w Google imię Emily. Nie ma opcji by się pomylić. Na całym świecie nazwisko Logana występuje tylko w dwóch przypadkach; jego i jego siostry.
            Wstałam. Złapałam za bluzę przewieszoną przez krzesło. Ubrałam ją, złapałam za torbę, wsadziłam do niej laptopa, notes i długopis. Zawiesiłam ją na ramieniu. Doskonale wiedziałam, że rana na twarzy jest jeszcze dobrze widoczna. Zgarnęłam puder z komody, wsunęłam do go kieszeni.
 - Pomaluje się w samochodzie – mruknęłam, mijając Nicka.
            Wyszłam z domu i pokierowałam się do auta. Chłopak stanął w drzwiach, ja zaś, dzierżąc kluczki, oparłam się o samochód.
 - Pojedziesz ze mną albo sama będę prowadzić – powiedziałam głośno.
            Idąca chodnikiem kobieta spojrzała na mnie. Nick ruszył w moją stronę, zabrał mi kluczki i delikatnie pchnął w drugą stronę, by mógł otworzyć drzwi. Pojechaliśmy. W końcu, po długiej chwili milczenia zapytał mnie:
 - Gdzie jedziemy?
            Przerwałam kamuflowanie mojej rany. Zerknęłam w jego stronę.
 - Sądziłam chyba, że to jasne – rzuciłam. – Musimy sprawdzić o co chodzi z Emily.
            Uniósł brwi. – Czyli?
            Uśmiechnęłam się.
 - Kierujemy się do domu dziecka, by sprawdzić czy jest szansa, że młoda UnderVarpol żyje.
           
            Dotarliśmy pod sierociniec po kilkunastu minutach. W samym budynku było dość obskurnie; poobdrapywane ściany w kolorze jasnej żółci, sztuczne światło, dawane przez mrugające lampy na suficie. Recepcja straszyła czerwonymi krzesłami z metalowymi nogami i plastikowymi siedzeniami. Za dużym biurkiem siedziała kobieta z niemile wykrzywionymi ustami, okularami na łańcuszku, zawieszonymi na szyi oraz czerwonej szmince. Spojrzała na nas krytycznie.
            Podeszłam bliżej Nicka. Było mi zimno, chociaż wcale nie panował taki chłód. Przetarłam ramiona.
 - Musisz ją czymś zająć – wyszeptałam do niego cicho, udając że się rozglądam.
 - Po co? – zdziwił się.
 - Potrzebuję hasła to tej strony, którą znalazłam. Daj mi jakieś trzy minuty.
            Nick potarł kark.
 - Co mam zrobić?
 - Wymyśl coś – rzuciłam, po czym ruszyłam w stronę kobiety.
            Stanęłam przed nią. Przyjrzała mi się krzywym wzrokiem. Czułam jej spojrzenie na twarzy. Zdjęła okulary, podparła się dłońmi.
 - Słucham? – jej głos był twardy i lekko zachrypiały.
 - Dzień dobry – uśmiechnęłam się słodko. – Czy mogłaby mi pani pokazać gdzie jest toaleta?
            Kobieta wyraźnie się rozluźniła. Wytłumaczyła mi nieskomplikowaną drogę w stronę łazienki, a kiedy skończyła, wróciła do robieniu czegoś na komputerze. Podziękowałam i poszłam w wskazanym kierunku.
            Odszukałam spojrzeniem Nicka. Rozmawiał za ścianą z jakimś chłopcem. Schowałam się tak by widzieć wszystko, ale by sekretarka mnie nie dostrzegła.
            Chłopiec zniknął. Mój kuzyn się wyprostował, poprawił bluzę. Skierował się w stronę siedzącej kobiety. Nie spojrzała nawet nie niego. Chrząknął znacząco. Uniosła na niego wzrok. Zobaczyłam jak Nick ściska dłonie, kurczowo trzymając się blatu.
 - Tak?
            Ponownie odchrząknął.
 - Jakiś chłopiec dostał chyba ataku – powiedział zlękniony. – Krzyczy. Płacze.
            Jakby na zawołanie ktoś wrzasnął. Kobieta szybko się podniosła, i przebierając krótkimi nóżkami, ruszyła ku wskazanemu miejscu. Spódnica poruszała się względem jej nerwowych ruchów. Rzucała pod nosem komentarze. Zerknęła tylko na Nick, po czym wręcz pobiegła.
            Nick spojrzał w moim kierunku. Wybiegłam więc z ukrycia. Szybko, nie tracąc czasu, stanęłam za biurkiem. Wręcz idealnie gotowy, czekał na mnie włączony komputer. Włączyłam Internet, poszukałam potrzebnej mi strony. Kilka przycisków i klawiszy później, jak na tacy miałam hasło i login, niezbędne i potrzebne mi informacje. Zerknęłam na Nicka, który gestem mnie poganiał. Gdzieś w głębi budynku słychać było krzyki. Szybko wszystko wyłączyłam.
            Podeszłam do Nicka. Żwawym krokiem udaliśmy się do wyjścia, wcześniej się upewniając czy nikt nas nie widział. Schroniliśmy się w samochodzie, odjeżdżając kawałek dla pewności.
            W końcu Nick stanął w jakieś alejce. Jakby opadło z nas całe napięcie; oboje zaczęliśmy się śmiać.
 - Coś ty wykombinował? – dopytywałam.
            Posłał mi uśmiech. Wyjął z kieszeni banknot, pokazując mi go.
 - Pieniądze zdziałają wiele – wyjaśnił.
            Wyjęłam laptopa z torby i kartę z danymi. Otworzyłam potrzebną stronę, wciskając odpowiednie opcje. Zalogowałam się i musząc obejść kilka zabezpieczeń, w końcu moim oczom okazała się lista wszystkich obecnych i minionych mieszkańców domu dziecka.
            Wciągnęłam powietrze. Stuknęłam w touchpad. Zaczęłam przewijać listę w dół, ku literze U. Nick patrzył na to lekko przerażony. Prawda miała właśnie wyjść na jaw.
            Nie wiem czemu, ale chciałam żeby moje przypuszczenia okazały się nieprawdziwe. Nic wtedy bym nie zmieniła. Jednak dojechałam do szukanej litery. Dokładnie w miejscu przed moimi oczami, ukazało mi się imię.
            Emily Ann UnderVarpol.
  - No to jesteśmy w dupie – podsumował Nick.
           
 - Więc? O co chodzi? – Logan siedział naprzeciw mnie.
            Ciągle trzęsły mi się dłonie, kiedy wyjmowałam z torby laptopa. Nie chciałam mu tego robić, jednak chciałam żeby poznał prawdę, może i bolesną. Siedzieliśmy w kafejce, do której dobrotliwie zawiózł mnie Nick, a obiecał odwieść Logan.
 - Razem z Nickiem wpadliśmy na pewną rzecz – wyjęłam laptopa. Włączyłam odpowiednią stronę. – Dowiedziałam się czegoś o twojej siostrze.
            Spojrzał na mnie zdezorientowany. Lekko pobladł, otworzył usta, zamknął je, a następnie ponownie otworzył. Zamrugał szybko, jakby w oczach zakuły go łzy.
 - Emily? – wydukał.
            Skinęłam. Odwróciłam w jego stronę laptopa. Nie bardzo wiedział co ma zrobić. Wskazałam na listę osób ukazującą się na ekranie.
 - To prywatny rejestr osób, które mieszkają w domu dziecka. Poczytałam co  nieco i mam stu procentową pewność co do prawdziwości tej strony. Razem z Nickiem ukradliśmy hasło z sierocińca, by móc się na to zalogować.
            Zjechałam kursorem w dół. Strona przeminęła, powoli ukazując nam masę nazwisk. Dotarłam do tego jednego.
 - Przykro mi Logan, ale ktoś cię okłamał – wciągnęłam głęboko powietrze. – Emily żyje.
            Bardzo gwałtownie wstał. Stolik zatrząsł się, gdy go pchnął. Złapał się za głowę. Ludzie dziwnie na nas patrzyli. Kelner stanął w miejscu, rzucając na nas okiem. Chwyciłam go za ramię, stanęłam na palcach i wyszeptałam mu do ucha:
 - Wychodzimy.
            Złapałam za laptopa. Wepchałam go do torby. Mijając kelnera, dałam mu pieniądze, rzucając coś w rodzaju ,,do widzenia’’. Nadal trzymając Logana, wyszłam z nim z kafejki. Poprowadziłam go do małej ławki, stojącej przy wejściu do parku. Posadziłam go gwałtownie na niej. Przyklęknęłam przy nim, nie zważając na spojrzenia przechodniów.
 - Logan…- wyszeptałam. – Logan. Spójrz na mnie.
            Uniósł posłusznie głowę. Oczy miał zaczerwienione. Usta mu się trzęsły. Pokręcił ostro głową.
 - To nie prawda. Ona nie żyje. Tak samo jak moja mama – wyjęczał. – Emily nie żyje. Nie żyje.
            Wzięłam jego dłonie w swoje. Mimo woli się uśmiechnęłam.
 - Chyby okazało się, że mój brat żyje, dziękowałabym za to Bogu – wyznałam mu cicho. – Masz szansę mieć siostrę. Logan, musimy to sprawdzić.
            Pociągnął nosem.
 - Ja… ja nie rozumiem – wyjęczał.
 - A co tu rozumieć? Coś jest nie halo. Twoja siostra prawdopodobnie żyje, a ty się mażesz na ławce!
            Jakaś stara kobieta spojrzała na mnie lekko rozdrażnionym wzrokiem. Nie miałam siły ani ochoty wysłuchiwać lamentu Logana.
            Usiadłam obok niego. Wsunęłam mu dłoń w kieszeń spodni (co z upływem czasu wydawało mi się bardzo nieciekawe) po czym wyjęłam z niej kluczki do jego auta. Chwyciłam go pod ramie. Skierowałam się wraz z nim do samochodu, lśniącego w słońcu z daleka. Posadziłam go na miejscu pasażera, zaś sama usiadłam za kierownicą. Spojrzał na mnie i cicho zaprotestował.
 - Dam radę – rzuciłam. – W tym momencie jestem w lepszym stanie niż ty.
            Wszyscy zabraniali mi prowadzić; w obawie że dostanę ,,ataku’’ podczas jazdy. Ciocia zabrała mi kluczki, więc i tak nie mogłam złamać tego zakazu. Wtedy jednak zapięłam pas, przekręciłam klucz w stacyjce, zmieniłam bieg, no i w końcu ruszyłam.
            Chłopak oparł głowę o szybę. Poczułam się tak jakby role się odwróciły – on załamany, ja dążąca do dania mu pociechy. Chciałam tylko by prawda wyszła na jaw. By kłamstwa, w których prawdopodobnie żył – ukazały się na świetle dziennym.
            Stanęłam autem pod domem dziecka. Chwyciłam jego dłoń. Była zimna, i ociężała, a sam Logan siedział niczym sparaliżowany. Nadal był zapięty pasem i wyglądał jakby nie miał zamiaru opuszczać samochodu. Powoli odsunęłam się od niego, odpięłam pas bezpieczeństwa, otworzyłam drzwi i stanęłam na chodniku.
            Nieopodal mnie majaczył duch. Od razu dotarło do mnie zimno, jakie emanowało od niego. Szybko się odsunęłam, zmorzona tym co groziło mi w razie kontaktu z duchem. Niestety, zbyt szybkie przemieszczenie się, przyprawiło mnie o zawroty głowy. Przed oczyma zatańczyły mi białe plamki. Oparłam się o maskę, czekając aż wszystko to minie.
            Pojawił się obok Logan. Nie wyglądał lepiej, niż wcześniej, mimo to lekko mnie wyprostował i spojrzał w oczy.
 - Wszystko okej?
 - Kto o to pyta – uśmiechnęłam się anemicznie.
            Jedyne czego tak naprawdę wtedy chciałam, to dowiedzieć się prawdy. Logan jednak się nie ruszał, opierając się obok mnie o maskę samochodu.
 - W sumie jeżeli tam pójdziemy, i tak nie poznamy prawdy – zaczął. – Nie mają prawa ujawniać nam takich informacji. Możliwe, że nawet łapówka nie zadziała.
            Pokiwałam głową. Miał rację. W sumie o tym nie pomyślałam, co było moim ogromnym błędem.
 - Musimy jechać do mojego taty. Jeśli ktoś ma znać prawdę to tylko on.
            Spojrzałam na niego.
 - Czy ty powiedziałeś my? – zapytałam.
 - Tak – uśmiechnął się lekko. – Przydasz mi się.
            Już chciałam wsiąść do auta, lecz Logan zabrał mi kluczyki.
 - Wyglądasz lepiej, ale nie wiem czy mogę dać ci prowadzić – rzuciłam.
            Nadal trzymał moją dłoń.
 - O mnie się nie martw – błysnął bielą zębów. – Ty jesteś ważniejsza.
            Z ulgą usiadłam na miejscu pasażera. Zapięłam pas, rozsiadając się wygodnie. Chłopak odpalił silnik. Jechaliśmy w ciszy. Czułam lekki wstyd, w związku z tym, że nie wpadłam na pomysł z jego tatą wcześniej. Byłam głupia, jeśli sądziłam, iż w domu dziecka powiedzą mi prawdę.
 - Sądzisz, że twój tata będzie z nami szczery? – zastanawiałam się.
 - Jeśli okłamywał mnie przez ostatnie dziewięć lat, to sądzę, że powinien.
            Dom Logana okazał się być wielką willą, z trzema piętrami, dużym ogrodem i wielkim garażem. Dom Aliansów wydawał się przy tym tylko małym mieszkankiem. Logan patrzył jednak na to miejsce ponuro. Jakoś nieszczególnie zachwycały go drogie ozdoby i zdjęcia oprawione w ramki.
            Szłam za nim. Trochę kręciło mi się w głowie, a gdy Logan to zauważył, chwycił mnie za rękę i dalej prowadził przez korytarze. Spotkaliśmy pana Christophera Varpola w jego gabinecie, pełnym książek i dokumentów.
            Mężczyzna ten był dość wysoki, w starannie wyprasowanej koszuli i spodniach od garnituru. Miał ciemne włosy, prawie czarne, z widocznymi śladami szarych pasemek. Coś w nim przypominało mi Logana – może postawa lub gesty. Jeśli chodzi o wygląd, chłopak był zdecydowanie całą mamą.
            Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. W jego wzroku dostrzegałam inteligencję. Wyciągnął do mnie dłoń o długich palcach.
 - Christopher Varpol, do usług – przedstawił się.
            Uścisnęłam jego dłoń. Był spokojny i opanowany.
 - Even Alians.
            Jeszcze bardziej się uśmiechnął. – Więc to ty jesteś tą damą, o której mój syn tak wiele mówił.
            Logan zrobił się cały czerwony. Wyglądał jak burak. Ja, wraz z jego tatą, wybuchłam śmiechem, zaś on wyglądał jak sparaliżowany. Jednak po chwili pojęłam dlaczego tak naprawdę tam jesteśmy.
 - Powinniśmy raczej przejść do rzeczy – powiedziałam z zimną twarzą.
 - Opanowana i piękna – mruknął pan Christopher pod nosem. – Prawie jak mój syn.
            Przestąpiłam z nogi na nogę. Poczułam się dziwnie, wmieszana w sprawy innych. Nie chciałam słyszeć tego, co może tam paść. Jednak nie mogłam porzucić w tamtym momencie Logana. Byłam mu to winna. W końcu to ja odkryłam prawdę.
 - Poznaliśmy prawdę – oznajmiłam głośno.
            Przez chwilę pan Varpol patrzył na mnie trochę otępiale. Nie wiedział o czym mówiłam, albo dobrze udawał. Przysunęłam się bliżej Logana, lekko chwytając go za dłoń. Splótł moje palce ze swoimi, ściskając mocno.
            Jego tata uniósł brwi, ale nic nie powiedział. Oparł się o brzeg swojego biurka.
 - Wiem o Emily.
            Zapanowała całkowita cisza. Nikt nic nie mówił. Słyszałam swój świszczący oddech, czując niepokój w pomieszczeniu. Pan Varpol przez chwilę przyglądał nam się po kolei.
 - Rozumiem, że skoro ty nie doszedłeś to tego przez te lata, prawdę odkryła ta młoda dama?
            Logan pokiwał głową. Mocno zaciskał palce na moich, ale nie puszczałam. Wiedziałam, że mnie potrzebuje.
 - Ah. To naprawdę trudny te…
 - Okłamywałeś mnie! – wściekł się chłopak. – Co ty zrobiłeś mojej siostrze?!
            Pan Christopher załamał ręce, patrząc na syna. Wyglądał surowo, a jednocześnie biło od niego opanowanie. Spojrzał na mnie.
 - Jak udało ci się odkryć prawdę? – zapytał mnie.
 - Dużo książek kryminalistycznych i choroba umysłowa robią swoje – rzuciłam. – Odkryłam, że farba z napisem imienia Emily na grobie się zmazuje. Później nie trzeba było wiele.
            Patrzył na mnie z zaciekawieniem. Logan wiercił się niespokojnie, lecz się nie odzywał. Wyraźnie zbladł.
 - To prawda, że moja córka żyje – skomentował pan Varpol.
 - Pytanie tylko dlaczego pan okłamywał wszystkich wokoło? Okłamywał własnego syna? – dopytywałam.
 - To trudny temat. Moja kochana Ann tak bardzo cieszyła się z córki – uśmiechnął się, ale jego oczu nie objął uśmiech. – Kiedy wylądowała w szpitalu, jedyne o czym marzyłem to aby przeżyła. Nie myślałem o córce czy synu. Modliłem się w duchu by żyła. By moja kochana żona obdarzyła mnie jeszcze tym swoim cudownym uśmiechem. Jednak umarła. Emily jednak żyła. Urodziła się zdrowa, dostała osiem punktów w skali Apgara. Wszystko było pięknie. Jednak kiedy na nią spojrzałem, widziałem oczy Ann. Miała kilka godzin, a już była do niej podobna. Nie umiałem sobie wyobrazić, że mógłbym na nią patrzeć codziennie. Leżała w szpitalu, ja zaś spanikowałem. Najłatwiej było mówić, że umarła. Musiałem… musiałem coś zrobić z nią. Oddałem do adopcji. Koniecznie uparłem się na wyjazd. Wszystko przypominało mi o tym, że moja żona nie żyje, a ja pozbyłem się córki. Najgorsze było to… to jak zapomniałem o synu. Byłem samolubny, krzywdząc go w ten sposób. Mógł robić co chciał, bo przecież jestem dla niego i ojcem i matką. Ten tatuaż, najdroższe auto z salonu, prywatna szkoła. Wszystko co chciał dostał.
            Mówił o nim jakby nie stał obok. Logan nawet nie niego nie patrzył. Widziałam łzy, zbierające się w jego oczach. Nie musiałam wiele myśleć, by domyślić się, że wybuchnie płaczem. Płakał jednak cicho, ledwo poruszając ramionami. Przytuliłam się do niego, czując ciepło bijące od jego ciała. Cisza zagarnęła nas wszystkich, nikt nie mącił jej słowami. Pan Christopher czekał, choć w sumie widać było, że nie wiedział na co.
 - Okłamałeś mnie, okłamałeś mnie – powtarzał cicho Logan pod nosem.
            Klęczał na zimnych panelach. Ja zaś wstałam. Spojrzałam na mężczyznę, nadal spokojnie stojącego obok mnie.
 - Nie jest za późno, aby odkupić swoje winy – powiedziałam cicho. -  Nigdy nie jest za późno by odkupić swoje winy.
            Logan uniósł głowę. Pierwszy raz widziałam jego twarz pokrytą śladami łez. Oczy miał spuchnięte, a usta lekko otwarte, jakby nie mógł oddychać przez nos.
- W jednej z przypowieści Jezusa jest napisane: ,, Zapewniam was, że w niebie jest większa radość z jednego zagubionego grzesznika, który się opamięta i wróci do Boga, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu prawych, którzy nie zbłądzili!’’. Emily nadal jest pana córką, a twoją siostrą Logan. Jest jeszcze dzieckiem. Wybaczy swojemu ojcu. Tak samo jak Bóg panu wybaczy.
            Pomogłam wstać chłopakowi. Nadal wyglądał niezbyt wyjściowo. Przetarł twarz wierzchem dłoni, patrząc przy tym prosto na ojca.
 - A jak ja mogę ci wybaczyć? – zapytał wprost.
 - Tak samo jak może wybaczyć mi Bóg – odparł. – Twoja przyjaciółka ma rację. Po chwili jednak dodał. – Ta dziewczyna to skarb.
            Zarumieniłam się. To dało mi do myślenia, że nie wzięłam leków. Podeszłam do Logana i spojrzałam na niego. Nawet z czerwoną twarzą, włosami w nieładzie i zapuchniętymi oczami był nieziemsko przystojny, a jego oczy nabrały odcienia.
 - Chyba powinnam wracać – zaproponowałam.
            Pokiwał głową. Jeszcze raz przetarł oczy, a następnie przeniósł wzrok na tatę.
 - Jeszcze o tym porozmawiamy.
 - Zapewne – odparł pan Varpol.
            Logan przeszukał kieszenie by znaleźć swoje klucze. Jednak zanim wygrzebał je, pan Christopher wyjął już swoje z szuflady.
 - Nie powinieneś prowadzić. Ja ją zawiozę.
            Niepewny wzrok chłopaka trochę mnie zaskoczył.
 - Nie wiem czy to dobry pomysł…
 - Ah, przecież nic jej nie zrobię. Sądzę też, że ta niezwykła młoda dama umie się obronić.
            Zaczął iść w kierunku drzwi. Odwrócił się w nich, uśmiechając się.
 - Możecie się pożegnać. Ja w tym czasie wyjadę z garażu.
            I wyszedł, zostawiając nas samych. Staliśmy więc naprzeciw, ja niepewnie stojąc na swoich nogach ( byłam już nieźle zmęczona), zaś Logan wyglądał równie źle jak ja.
 - Chyba powinienem ci podziękować – zbliżył się nieznacznie. Stał już blisko, a ja musiałam podnieś głowę do góry, aby patrzeć mu w oczy. – I przeprosić.
 - Za co? – zdziwiłam się.
 - Nie przyszedłem do ciebie do szpitala. Ani razu.
            Wiedziałam, że to prawda. Bolał mnie ten fakt, nie pozwalał spać, bo zaraz mi się śniła jego twarz. Jego oczy, nos, usta. Śniły mi się różne dziwy, ściśle związane z jego osobą.
 - To nic takiego – odparłam.
 - Wcale nie – uniósł dłoń. Wodził nią po moim policzku. Delikatnie i czule. – Ja… bałem się. Tak cholernie bardzo. Widziałem jak coś ci się stało. Przez chwilę patrzyłem w twoje oczy jak teraz – nadal gładził mój policzek. – A potem nagle upadłaś, oczy wywróciły ci się białkami w dół. Bałem się. Tak bardzo bałem się, że cię stracę.
            Jego spojrzenie wręcz mnie paraliżowało. Tonęłam w błękicie jego ciemnych oczu. Palce miał ciepłe i miękkie. Policzek mnie łaskotał. Przejechał palcem po mojej bliźnie. Zapomniałam o niej. Poczułam wstyd na myśl, że nadal tam jest.
 - Prawie znikła – szepnął.
            Nic nie odpowiedziałam. Czułam się jakbym nie miała języka. Jego twarz była coraz bliżej. Zdałam sobie sprawę, że stoję na palcach, aby być z nim na równi.
            Nie zdążyłam nic powiedzieć. Pocałował mnie lekko w policzek. Było to coś w rodzaju muśnięcia wiatru na twarzy. Mimo wszystko było to piękniejsze.

 - Mój syn jest wręcz tobą zauroczony – wyznał mi pan Varpol.
            Jechaliśmy jego dużym autem, które mężczyzna prowadził pewnie. Jechał wolniej niż Logan, przez co czułam się pewniej. Oczy mi się zamykały, a na policzku czułam nadal usta Logana.
 - Nie dziwię mu się – zerknął na mnie. – Jesteś naprawdę wyjątkową dziewczyną. Szczególnie podobają mi się twoje włosy.
            Uśmiechnęłam się tylko. Coraz trudniej było mi trzymać się na jawie. Pan Christopher chyba to zauważył.
 - Chyba wiele dzisiaj przeszłaś.
 - Najwyraźniej – odparłam słabo.
            W końcu gdzieś zjechał i się zatrzymał. Zgasił silnik, odpiął pas.
 - Za chwilkę wrócę – obiecał.
            Dotrzymał obietnicy. Wrócił z dwoma kubkami, parującymi, z aromatyczną i ciemną kawą w środku. Podał mi jeden, a ja z wdzięcznością go przyjęłam. Gdy zaproponowałam mu, że oddam za nią pieniądze, machnął tylko ręką.
 - Twoi rodzice muszą mieć na głowie wiele problemów, skoro odkrywasz wszystkie tajemnice.
 - Moi rodzice nie żyją – odparłam chłodno.
 - Ahh, przepraszam. NieZanim Nick wrócił do domu, wyjrzałam przez okno, sprawdzając pogodę.  Ubrałam luźne, szare spodnie dresowe, szybko wepchnęłam w nie koszulkę (kłóciłabym się o to czy na pewno była moja), związałam niesforne włosy i kucyk – przydałoby się je wtedy już znowu pofarbować. Czekałam ubrana, siedząc na łóżku, aż mój kuzyn się pojawił.

            Był strasznie zaaferowany tym, że faktycznie napis schodzi z nagrobka. Poszczęściło mu się, ponieważ gdy już odchodził od grobu, przyszedł jakiś mężczyzna, który spostrzegł brak imienia Emily, więc dopisał je czarnym markerem. Wydało nam się to strasznie dziwne.

 - Moja teza jest prosta – oznajmiałam mu. – Tata Logana musi coś ukrywać w związku ze swoją córką.

            Nick spojrzał na mnie krzywo.

 - Może to tylko zbieg okoliczność? – zaproponował.

            Pokręciłam głową. Wcisnęłam dłonie w kieszenie spodni i westchnęłam. Wszystko poukładałam sobie perfekcyjnie w głowie, a wtedy musiałam mu to idealnie wyjaśnić.

 - Siostra Logana rzekomo umarła. Żadne artykuły w Internecie o tym nie mówią. Pan Varpol i jego żona byli już wtedy bogaci, co równa się również temu, że byli znani. Skoro wszędzie piszą o śmierci Ann Under, dlaczego nie piszą o jej zmarłej córce? Do tego napis na nagrobku, który się łatwo zmywa. Pan Varpol ma na pewno tyle pieniędzy, że spokojnie by mógł to naprawić, gdyby chodziło o kwestie zepsucia. Ponadto, Logan wspominał mi o tym, iż nie utrzymuje kontaktów z rodziną ze strony matki.

            Nick stąpał z nogi na nogę. Moje argumenty były przemyślane, to fakt. Ale nadal nie miałam żadnych dowodów, co mnie najbardziej dobijało.

 - Znalazłam się na jakieś stronie domu dziecka, po tym jak wpisałam w Google imię Emily. Nie ma opcji by się pomylić. Na całym świecie nazwisko Logana występuje tylko w dwóch przypadkach; jego i jego siostry.

            Wstałam. Złapałam za bluzę przewieszoną przez krzesło. Ubrałam ją, złapałam za torbę, wsadziłam do niej laptopa, notes i długopis. Zawiesiłam ją na ramieniu. Doskonale wiedziałam, że rana na twarzy jest jeszcze dobrze widoczna. Zgarnęłam puder z komody, wsunęłam do go kieszeni.

 - Pomaluje się w samochodzie – mruknęłam, mijając Nicka.

            Wyszłam z domu i pokierowałam się do auta. Chłopak stanął w drzwiach, ja zaś, dzierżąc kluczki, oparłam się o samochód.

 - Pojedziesz ze mną albo sama będę prowadzić – powiedziałam głośno.

            Idąca chodnikiem kobieta spojrzała na mnie. Nick ruszył w moją stronę, zabrał mi kluczki i delikatnie pchnął w drugą stronę, by mógł otworzyć drzwi. Pojechaliśmy. W końcu, po długiej chwili milczenia zapytał mnie:

 - Gdzie jedziemy?

            Przerwałam kamuflowanie mojej rany. Zerknęłam w jego stronę.

 - Sądziłam chyba, że to jasne – rzuciłam. – Musimy sprawdzić o co chodzi z Emily.

            Uniósł brwi. – Czyli?

            Uśmiechnęłam się.

 - Kierujemy się do domu dziecka, by sprawdzić czy jest szansa, że młoda UnderVarpol żyje.

           

            Dotarliśmy pod sierociniec po kilkunastu minutach. W samym budynku było dość obskurnie; poobdrapywane ściany w kolorze jasnej żółci, sztuczne światło, dawane przez mrugające lampy na suficie. Recepcja straszyła czerwonymi krzesłami z metalowymi nogami i plastikowymi siedzeniami. Za dużym biurkiem siedziała kobieta z niemile wykrzywionymi ustami, okularami na łańcuszku, zawieszonymi na szyi oraz czerwonej szmince. Spojrzała na nas krytycznie.

            Podeszłam bliżej Nicka. Było mi zimno, chociaż wcale nie panował taki chłód. Przetarłam ramiona.

 - Musisz ją czymś zająć – wyszeptałam do niego cicho, udając że się rozglądam.

 - Po co? – zdziwił się.

 - Potrzebuję hasła to tej strony, którą znalazłam. Daj mi jakieś trzy minuty.

            Nick potarł kark.

 - Co mam zrobić?

 - Wymyśl coś – rzuciłam, po czym ruszyłam w stronę kobiety.

            Stanęłam przed nią. Przyjrzała mi się krzywym wzrokiem. Czułam jej spojrzenie na twarzy. Zdjęła okulary, podparła się dłońmi.

 - Słucham? – jej głos był twardy i lekko zachrypiały.

 - Dzień dobry – uśmiechnęłam się słodko. – Czy mogłaby mi pani pokazać gdzie jest toaleta?

            Kobieta wyraźnie się rozluźniła. Wytłumaczyła mi nieskomplikowaną drogę w stronę łazienki, a kiedy skończyła, wróciła do robieniu czegoś na komputerze. Podziękowałam i poszłam w wskazanym kierunku.

            Odszukałam spojrzeniem Nicka. Rozmawiał za ścianą z jakimś chłopcem. Schowałam się tak by widzieć wszystko, ale by sekretarka mnie nie dostrzegła.

            Chłopiec zniknął. Mój kuzyn się wyprostował, poprawił bluzę. Skierował się w stronę siedzącej kobiety. Nie spojrzała nawet nie niego. Chrząknął znacząco. Uniosła na niego wzrok. Zobaczyłam jak Nick ściska dłonie, kurczowo trzymając się blatu.

 - Tak?

            Ponownie odchrząknął.

 - Jakiś chłopiec dostał chyba ataku – powiedział zlękniony. – Krzyczy. Płacze.

            Jakby na zawołanie ktoś wrzasnął. Kobieta szybko się podniosła, i przebierając krótkimi nóżkami, ruszyła ku wskazanemu miejscu. Spódnica poruszała się względem jej nerwowych ruchów. Rzucała pod nosem komentarze. Zerknęła tylko na Nick, po czym wręcz pobiegła.

            Nick spojrzał w moim kierunku. Wybiegłam więc z ukrycia. Szybko, nie tracąc czasu, stanęłam za biurkiem. Wręcz idealnie gotowy, czekał na mnie włączony komputer. Włączyłam Internet, poszukałam potrzebnej mi strony. Kilka przycisków i klawiszy później, jak na tacy miałam hasło i login, niezbędne i potrzebne mi informacje. Zerknęłam na Nicka, który gestem mnie poganiał. Gdzieś w głębi budynku słychać było krzyki. Szybko wszystko wyłączyłam.

            Podeszłam do Nicka. Żwawym krokiem udaliśmy się do wyjścia, wcześniej się upewniając czy nikt nas nie widział. Schroniliśmy się w samochodzie, odjeżdżając kawałek dla pewności.

            W końcu Nick stanął w jakieś alejce. Jakby opadło z nas całe napięcie; oboje zaczęliśmy się śmiać.

 - Coś ty wykombinował? – dopytywałam.

            Posłał mi uśmiech. Wyjął z kieszeni banknot, pokazując mi go.

 - Pieniądze zdziałają wiele – wyjaśnił.

            Wyjęłam laptopa z torby i kartę z danymi. Otworzyłam potrzebną stronę, wciskając odpowiednie opcje. Zalogowałam się i musząc obejść kilka zabezpieczeń, w końcu moim oczom okazała się lista wszystkich obecnych i minionych mieszkańców domu dziecka.

            Wciągnęłam powietrze. Stuknęłam w touchpad. Zaczęłam przewijać listę w dół, ku literze U. Nick patrzył na to lekko przerażony. Prawda miała właśnie wyjść na jaw.

            Nie wiem czemu, ale chciałam żeby moje przypuszczenia okazały się nieprawdziwe. Nic wtedy bym nie zmieniła. Jednak dojechałam do szukanej litery. Dokładnie w miejscu przed moimi oczami, ukazało mi się imię.

            Emily Ann UnderVarpol.
  - No to jesteśmy w dupie – podsumował Nick.

           

 - Więc? O co chodzi? – Logan siedział naprzeciw mnie.

            Ciągle trzęsły mi się dłonie, kiedy wyjmowałam z torby laptopa. Nie chciałam mu tego robić, jednak chciałam żeby poznał prawdę, może i bolesną. Siedzieliśmy w kafejce, do której dobrotliwie zawiózł mnie Nick, a obiecał odwieść Logan.

 - Razem z Nickiem wpadliśmy na pewną rzecz – wyjęłam laptopa. Włączyłam odpowiednią stronę. – Dowiedziałam się czegoś o twojej siostrze.

            Spojrzał na mnie zdezorientowany. Lekko pobladł, otworzył usta, zamknął je, a następnie ponownie otworzył. Zamrugał szybko, jakby w oczach zakuły go łzy.

 - Emily? – wydukał.

            Skinęłam. Odwróciłam w jego stronę laptopa. Nie bardzo wiedział co ma zrobić. Wskazałam na listę osób ukazującą się na ekranie.

 - To prywatny rejestr osób, które mieszkają w domu dziecka. Poczytałam co  nieco i mam stu procentową pewność co do prawdziwości tej strony. Razem z Nickiem ukradliśmy hasło z sierocińca, by móc się na to zalogować.

            Zjechałam kursorem w dół. Strona przeminęła, powoli ukazując nam masę nazwisk. Dotarłam do tego jednego.

 - Przykro mi Logan, ale ktoś cię okłamał – wciągnęłam głęboko powietrze. – Emily żyje.

            Bardzo gwałtownie wstał. Stolik zatrząsł się, gdy go pchnął. Złapał się za głowę. Ludzie dziwnie na nas patrzyli. Kelner stanął w miejscu, rzucając na nas okiem. Chwyciłam go za ramię, stanęłam na palcach i wyszeptałam mu do ucha:

 - Wychodzimy.

            Złapałam za laptopa. Wepchałam go do torby. Mijając kelnera, dałam mu pieniądze, rzucając coś w rodzaju ,,do widzenia’’. Nadal trzymając Logana, wyszłam z nim z kafejki. Poprowadziłam go do małej ławki, stojącej przy wejściu do parku. Posadziłam go gwałtownie na niej. Przyklęknęłam przy nim, nie zważając na spojrzenia przechodniów.

 - Logan…- wyszeptałam. – Logan. Spójrz na mnie.

            Uniósł posłusznie głowę. Oczy miał zaczerwienione. Usta mu się trzęsły. Pokręcił ostro głową.

 - To nie prawda. Ona nie żyje. Tak samo jak moja mama – wyjęczał. – Emily nie żyje. Nie żyje.

            Wzięłam jego dłonie w swoje. Mimo woli się uśmiechnęłam.

 - Chyby okazało się, że mój brat żyje, dziękowałabym za to Bogu – wyznałam mu cicho. – Masz szansę mieć siostrę. Logan, musimy to sprawdzić.

            Pociągnął nosem.

 - Ja… ja nie rozumiem – wyjęczał.

 - A co tu rozumieć? Coś jest nie halo. Twoja siostra prawdopodobnie żyje, a ty się mażesz na ławce!

            Jakaś stara kobieta spojrzała na mnie lekko rozdrażnionym wzrokiem. Nie miałam siły ani ochoty wysłuchiwać lamentu Logana.

            Usiadłam obok niego. Wsunęłam mu dłoń w kieszeń spodni (co z upływem czasu wydawało mi się bardzo nieciekawe) po czym wyjęłam z niej kluczki do jego auta. Chwyciłam go pod ramie. Skierowałam się wraz z nim do samochodu, lśniącego w słońcu z daleka. Posadziłam go na miejscu pasażera, zaś sama usiadłam za kierownicą. Spojrzał na mnie i cicho zaprotestował.

 - Dam radę – rzuciłam. – W tym momencie jestem w lepszym stanie niż ty.

            Wszyscy zabraniali mi prowadzić; w obawie że dostanę ,,ataku’’ podczas jazdy. Ciocia zabrała mi kluczki, więc i tak nie mogłam złamać tego zakazu. Wtedy jednak zapięłam pas, przekręciłam klucz w stacyjce, zmieniłam bieg, no i w końcu ruszyłam.

            Chłopak oparł głowę o szybę. Poczułam się tak jakby role się odwróciły – on załamany, ja dążąca do dania mu pociechy. Chciałam tylko by prawda wyszła na jaw. By kłamstwa, w których prawdopodobnie żył – ukazały się na świetle dziennym.

            Stanęłam autem pod domem dziecka. Chwyciłam jego dłoń. Była zimna, i ociężała, a sam Logan siedział niczym sparaliżowany. Nadal był zapięty pasem i wyglądał jakby nie miał zamiaru opuszczać samochodu. Powoli odsunęłam się od niego, odpięłam pas bezpieczeństwa, otworzyłam drzwi i stanęłam na chodniku.

            Nieopodal mnie majaczył duch. Od razu dotarło do mnie zimno, jakie emanowało od niego. Szybko się odsunęłam, zmorzona tym co groziło mi w razie kontaktu z duchem. Niestety, zbyt szybkie przemieszczenie się, przyprawiło mnie o zawroty głowy. Przed oczyma zatańczyły mi białe plamki. Oparłam się o maskę, czekając aż wszystko to minie.

            Pojawił się obok Logan. Nie wyglądał lepiej, niż wcześniej, mimo to lekko mnie wyprostował i spojrzał w oczy.

 - Wszystko okej?

 - Kto o to pyta – uśmiechnęłam się anemicznie.

            Jedyne czego tak naprawdę wtedy chciałam, to dowiedzieć się prawdy. Logan jednak się nie ruszał, opierając się obok mnie o maskę samochodu.

 - W sumie jeżeli tam pójdziemy, i tak nie poznamy prawdy – zaczął. – Nie mają prawa ujawniać nam takich informacji. Możliwe, że nawet łapówka nie zadziała.

            Pokiwałam głową. Miał rację. W sumie o tym nie pomyślałam, co było moim ogromnym błędem.

 - Musimy jechać do mojego taty. Jeśli ktoś ma znać prawdę to tylko on.

            Spojrzałam na niego.

 - Czy ty powiedziałeś my? – zapytałam.

 - Tak – uśmiechnął się lekko. – Przydasz mi się.

            Już chciałam wsiąść do auta, lecz Logan zabrał mi kluczyki.

 - Wyglądasz lepiej, ale nie wiem czy mogę dać ci prowadzić – rzuciłam.

            Nadal trzymał moją dłoń.

 - O mnie się nie martw – błysnął bielą zębów. – Ty jesteś ważniejsza.

            Z ulgą usiadłam na miejscu pasażera. Zapięłam pas, rozsiadając się wygodnie. Chłopak odpalił silnik. Jechaliśmy w ciszy. Czułam lekki wstyd, w związku z tym, że nie wpadłam na pomysł z jego tatą wcześniej. Byłam głupia, jeśli sądziłam, iż w domu dziecka powiedzą mi prawdę.

 - Sądzisz, że twój tata będzie z nami szczery? – zastanawiałam się.

 - Jeśli okłamywał mnie przez ostatnie dziewięć lat, to sądzę, że powinien.

            Dom Logana okazał się być wielką willą, z trzema piętrami, dużym ogrodem i wielkim garażem. Dom Aliansów wydawał się przy tym tylko małym mieszkankiem. Logan patrzył jednak na to miejsce ponuro. Jakoś nieszczególnie zachwycały go drogie ozdoby i zdjęcia oprawione w ramki.

            Szłam za nim. Trochę kręciło mi się w głowie, a gdy Logan to zauważył, chwycił mnie za rękę i dalej prowadził przez korytarze. Spotkaliśmy pana Christophera Varpola w jego gabinecie, pełnym książek i dokumentów.

            Mężczyzna ten był dość wysoki, w starannie wyprasowanej koszuli i spodniach od garnituru. Miał ciemne włosy, prawie czarne, z widocznymi śladami szarych pasemek. Coś w nim przypominało mi Logana – może postawa lub gesty. Jeśli chodzi o wygląd, chłopak był zdecydowanie całą mamą.

            Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. W jego wzroku dostrzegałam inteligencję. Wyciągnął do mnie dłoń o długich palcach.

 - Christopher Varpol, do usług – przedstawił się.

            Uścisnęłam jego dłoń. Był spokojny i opanowany.

 - Even Alians.

            Jeszcze bardziej się uśmiechnął. – Więc to ty jesteś tą damą, o której mój syn tak wiele mówił.

            Logan zrobił się cały czerwony. Wyglądał jak burak. Ja, wraz z jego tatą, wybuchłam śmiechem, zaś on wyglądał jak sparaliżowany. Jednak po chwili pojęłam dlaczego tak naprawdę tam jesteśmy.

 - Powinniśmy raczej przejść do rzeczy – powiedziałam z zimną twarzą.

 - Opanowana i piękna – mruknął pan Christopher pod nosem. – Prawie jak mój syn.

            Przestąpiłam z nogi na nogę. Poczułam się dziwnie, wmieszana w sprawy innych. Nie chciałam słyszeć tego, co może tam paść. Jednak nie mogłam porzucić w tamtym momencie Logana. Byłam mu to winna. W końcu to ja odkryłam prawdę.

 - Poznaliśmy prawdę – oznajmiłam głośno.

            Przez chwilę pan Varpol patrzył na mnie trochę otępiale. Nie wiedział o czym mówiłam, albo dobrze udawał. Przysunęłam się bliżej Logana, lekko chwytając go za dłoń. Splótł moje palce ze swoimi, ściskając mocno.

            Jego tata uniósł brwi, ale nic nie powiedział. Oparł się o brzeg swojego biurka.

 - Wiem o Emily.

            Zapanowała całkowita cisza. Nikt nic nie mówił. Słyszałam swój świszczący oddech, czując niepokój w pomieszczeniu. Pan Varpol przez chwilę przyglądał nam się po kolei.

 - Rozumiem, że skoro ty nie doszedłeś to tego przez te lata, prawdę odkryła ta młoda dama?

            Logan pokiwał głową. Mocno zaciskał palce na moich, ale nie puszczałam. Wiedziałam, że mnie potrzebuje.

 - Ah. To naprawdę trudny te…

 - Okłamywałeś mnie! – wściekł się chłopak. – Co ty zrobiłeś mojej siostrze?!

            Pan Christopher załamał ręce, patrząc na syna. Wyglądał surowo, a jednocześnie biło od niego opanowanie. Spojrzał na mnie.

 - Jak udało ci się odkryć prawdę? – zapytał mnie.

 - Dużo książek kryminalistycznych i choroba umysłowa robią swoje – rzuciłam. – Odkryłam, że farba z napisem imienia Emily na grobie się zmazuje. Później nie trzeba było wiele.

            Patrzył na mnie z zaciekawieniem. Logan wiercił się niespokojnie, lecz się nie odzywał. Wyraźnie zbladł.

 - To prawda, że moja córka żyje – skomentował pan Varpol.

 - Pytanie tylko dlaczego pan okłamywał wszystkich wokoło? Okłamywał własnego syna? – dopytywałam.

 - To trudny temat. Moja kochana Ann tak bardzo cieszyła się z córki – uśmiechnął się, ale jego oczu nie objął uśmiech. – Kiedy wylądowała w szpitalu, jedyne o czym marzyłem to aby przeżyła. Nie myślałem o córce czy synu. Modliłem się w duchu by żyła. By moja kochana żona obdarzyła mnie jeszcze tym swoim cudownym uśmiechem. Jednak umarła. Emily jednak żyła. Urodziła się zdrowa, dostała osiem punktów w skali Apgara. Wszystko było pięknie. Jednak kiedy na nią spojrzałem, widziałem oczy Ann. Miała kilka godzin, a już była do niej podobna. Nie umiałem sobie wyobrazić, że mógłbym na nią patrzeć codziennie. Leżała w szpitalu, ja zaś spanikowałem. Najłatwiej było mówić, że umarła. Musiałem… musiałem coś zrobić z nią. Oddałem do adopcji. Koniecznie uparłem się na wyjazd. Wszystko przypominało mi o tym, że moja żona nie żyje, a ja pozbyłem się córki. Najgorsze było to… to jak zapomniałem o synu. Byłem samolubny, krzywdząc go w ten sposób. Mógł robić co chciał, bo przecież jestem dla niego i ojcem i matką. Ten tatuaż, najdroższe auto z salonu, prywatna szkoła. Wszystko co chciał dostał.

            Mówił o nim jakby nie stał obok. Logan nawet nie niego nie patrzył. Widziałam łzy, zbierające się w jego oczach. Nie musiałam wiele myśleć, by domyślić się, że wybuchnie płaczem. Płakał jednak cicho, ledwo poruszając ramionami. Przytuliłam się do niego, czując ciepło bijące od jego ciała. Cisza zagarnęła nas wszystkich, nikt nie mącił jej słowami. Pan Christopher czekał, choć w sumie widać było, że nie wiedział na co.

 - Okłamałeś mnie, okłamałeś mnie – powtarzał cicho Logan pod nosem.

            Klęczał na zimnych panelach. Ja zaś wstałam. Spojrzałam na mężczyznę, nadal spokojnie stojącego obok mnie.

 - Nie jest za późno, aby odkupić swoje winy – powiedziałam cicho. -  Nigdy nie jest za późno by odkupić swoje winy.

            Logan uniósł głowę. Pierwszy raz widziałam jego twarz pokrytą śladami łez. Oczy miał spuchnięte, a usta lekko otwarte, jakby nie mógł oddychać przez nos.

- W jednej z przypowieści Jezusa jest napisane: ,, Zapewniam was, że w niebie jest większa radość z jednego zagubionego grzesznika, który się opamięta i wróci do Boga, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu prawych, którzy nie zbłądzili!’’. Emily nadal jest pana córką, a twoją siostrą Logan. Jest jeszcze dzieckiem. Wybaczy swojemu ojcu. Tak samo jak Bóg panu wybaczy.

            Pomogłam wstać chłopakowi. Nadal wyglądał niezbyt wyjściowo. Przetarł twarz wierzchem dłoni, patrząc przy tym prosto na ojca.

 - A jak ja mogę ci wybaczyć? – zapytał wprost.

 - Tak samo jak może wybaczyć mi Bóg – odparł. – Twoja przyjaciółka ma rację. Po chwili jednak dodał. – Ta dziewczyna to skarb.

            Zarumieniłam się. To dało mi do myślenia, że nie wzięłam leków. Podeszłam do Logana i spojrzałam na niego. Nawet z czerwoną twarzą, włosami w nieładzie i zapuchniętymi oczami był nieziemsko przystojny, a jego oczy nabrały odcienia.

 - Chyba powinnam wracać – zaproponowałam.

            Pokiwał głową. Jeszcze raz przetarł oczy, a następnie przeniósł wzrok na tatę.

 - Jeszcze o tym porozmawiamy.

 - Zapewne – odparł pan Varpol.

            Logan przeszukał kieszenie by znaleźć swoje klucze. Jednak zanim wygrzebał je, pan Christopher wyjął już swoje z szuflady.

 - Nie powinieneś prowadzić. Ja ją zawiozę.

            Niepewny wzrok chłopaka trochę mnie zaskoczył.

 - Nie wiem czy to dobry pomysł…

 - Ah, przecież nic jej nie zrobię. Sądzę też, że ta niezwykła młoda dama umie się obronić.

            Zaczął iść w kierunku drzwi. Odwrócił się w nich, uśmiechając się.

 - Możecie się pożegnać. Ja w tym czasie wyjadę z garażu.

            I wyszedł, zostawiając nas samych. Staliśmy więc naprzeciw, ja niepewnie stojąc na swoich nogach ( byłam już nieźle zmęczona), zaś Logan wyglądał równie źle jak ja.

 - Chyba powinienem ci podziękować – zbliżył się nieznacznie. Stał już blisko, a ja musiałam podnieś głowę do góry, aby patrzeć mu w oczy. – I przeprosić.

 - Za co? – zdziwiłam się.

 - Nie przyszedłem do ciebie do szpitala. Ani razu.

            Wiedziałam, że to prawda. Bolał mnie ten fakt, nie pozwalał spać, bo zaraz mi się śniła jego twarz. Jego oczy, nos, usta. Śniły mi się różne dziwy, ściśle związane z jego osobą.

 - To nic takiego – odparłam.

 - Wcale nie – uniósł dłoń. Wodził nią po moim policzku. Delikatnie i czule. – Ja… bałem się. Tak cholernie bardzo. Widziałem jak coś ci się stało. Przez chwilę patrzyłem w twoje oczy jak teraz – nadal gładził mój policzek. – A potem nagle upadłaś, oczy wywróciły ci się białkami w dół. Bałem się. Tak bardzo bałem się, że cię stracę.

            Jego spojrzenie wręcz mnie paraliżowało. Tonęłam w błękicie jego ciemnych oczu. Palce miał ciepłe i miękkie. Policzek mnie łaskotał. Przejechał palcem po mojej bliźnie. Zapomniałam o niej. Poczułam wstyd na myśl, że nadal tam jest.

 - Prawie znikła – szepnął.

            Nic nie odpowiedziałam. Czułam się jakbym nie miała języka. Jego twarz była coraz bliżej. Zdałam sobie sprawę, że stoję na palcach, aby być z nim na równi.

            Nie zdążyłam nic powiedzieć. Pocałował mnie lekko w policzek. Było to coś w rodzaju muśnięcia wiatru na twarzy. Mimo wszystko było to piękniejsze.


 - Mój syn jest wręcz tobą zauroczony – wyznał mi pan Varpol.

            Jechaliśmy jego dużym autem, które mężczyzna prowadził pewnie. Jechał wolniej niż Logan, przez co czułam się pewniej. Oczy mi się zamykały, a na policzku czułam nadal usta Logana.

 - Nie dziwię mu się – zerknął na mnie. – Jesteś naprawdę wyjątkową dziewczyną. Szczególnie podobają mi się twoje włosy.

            Uśmiechnęłam się tylko. Coraz trudniej było mi trzymać się na jawie. Pan Christopher chyba to zauważył.

 - Chyba wiele dzisiaj przeszłaś.

 - Najwyraźniej – odparłam słabo.

            W końcu gdzieś zjechał i się zatrzymał. Zgasił silnik, odpiął pas.

 - Za chwilkę wrócę – obiecał.

            Dotrzymał obietnicy. Wrócił z dwoma kubkami, parującymi, z aromatyczną i ciemną kawą w środku. Podał mi jeden, a ja z wdzięcznością go przyjęłam. Gdy zaproponowałam mu, że oddam za nią pieniądze, machnął tylko ręką.

 - Twoi rodzice muszą mieć na głowie wiele problemów, skoro odkrywasz wszystkie tajemnice.

 - Moi rodzice nie żyją – odparłam chłodno.

 - Ahh, przepraszam. Nie wiedziałem…

 - Nic się nie stało. Ja też nie wiedziałam. Przez pewien czas. Zdarza mi się zbyt często rozwiązywać zagadki życia.

            Wzięłam łyka kawy. Było jeszcze jasno – latem słońce długo wznosiło się nad horyzontem. Radio grało w tle. Przypominał mi się dzień, gdy razem z Loganem śpiewaliśmy hity wraz z radiem.

 - Sądzisz, że mi wybaczą.

            Przez chwilę nadal patrzyłam na szybę. Potrzebowałam zebrać myśli. Kawa rozgrzewała mój przełyk. Zaczęło robić mi się już zimno, a napój miło mnie rozgrzewał.

- Powinni.

            Pokiwał głową. – Nie wiem nawet czemu po prostu to powiedziałem. Bez owijania w bawełnę.

 - Może potrzebował pan prawdy?

            Dojechaliśmy pod mój tymczasowy dom. Odpięłam pas, po czym zwróciłam się do mojego towarzysza.

 - Sądzę, że powinien pan odpokutować winy. Zarówno u Logana, jak i Emily. Musi pan zadbać o córkę. To teraz jest najważniejsze.

            Otworzyłam drzwi. W oknie kuchni paliło się światło. Zapewne jej ciocia już się martwiła. W pokoju Nicka również było jasno.

 - Mam do pana małą prośbę – powiedziałam.

 - Tak?

            Uśmiechnęłam się, poprawiając torbę na ramieniu.

 - Poda mi pan adres miejsca, gdzie Logan pracuje jako ratownik?


            Odpowiedział mi śmiechem. Był naprawdę cudownym człowiekiem. Ten jeden jedyny grzech, od którego wszystko się zaczęło, Bóg mu wybaczy. Wiem to. 
  wiedziałem…
 - Nic się nie stało. Ja też nie wiedziałam. Przez pewien czas. Zdarza mi się zbyt często rozwiązywać zagadki życia.
            Wzięłam łyka kawy. Było jeszcze jasno – latem słońce długo wznosiło się nad horyzontem. Radio grało w tle. Przypominał mi się dzień, gdy razem z Loganem śpiewaliśmy hity wraz z radiem.
 - Sądzisz, że mi wybaczą.
            Przez chwilę nadal patrzyłam na szybę. Potrzebowałam zebrać myśli. Kawa rozgrzewała mój przełyk. Zaczęło robić mi się już zimno, a napój miło mnie rozgrzewał.
- Powinni.
            Pokiwał głową. – Nie wiem nawet czemu po prostu to powiedziałem. Bez owijania w bawełnę.
 - Może potrzebował pan prawdy?
            Dojechaliśmy pod mój tymczasowy dom. Odpięłam pas, po czym zwróciłam się do mojego towarzysza.
 - Sądzę, że powinien pan odpokutować winy. Zarówno u Logana, jak i Emily. Musi pan zadbać o córkę. To teraz jest najważniejsze.
            Otworzyłam drzwi. W oknie kuchni paliło się światło. Zapewne jej ciocia już się martwiła. W pokoju Nicka również było jasno.
 - Mam do pana małą prośbę – powiedziałam.
 - Tak?
            Uśmiechnęłam się, poprawiając torbę na ramieniu.
 - Poda mi pan adres miejsca, gdzie Logan pracuje jako ratownik?

            Odpowiedział mi śmiechem. Był naprawdę cudownym człowiekiem. Ten jeden jedyny grzech, od którego wszystko się zaczęło, Bóg mu wybaczy. Wiem to.