czwartek, 30 marca 2017

Rozdział pięćdziesiąty drugi

                Obudziłam się, kiedy na moją twarz padły promienie słońca. Przeciągnęłam się, przez moment rozkoszując się ciepłem na skórze i miękką pościelą. Obok mnie, leżała książka z wierszami, przy której poprzedniego dnia zasnęłam. Podnosząc się, ułożyłam ją delikatnie na szafce nocnej.     
            Był ładny i pogodny poranek. Sama zdziwiłam się tym, jak wcześnie wstałam. Ubrałam się w jedną z ciemnych sukienek Natalie. Powoli przyzwyczaiłam się do jej dziwnej szafy – przepełnionej po brzegi sukienkami.
            Zeszłam do kuchni, gdzie udało mi się spotkać Marka. O ile dobrze wiedziałam, mówił, że tego dnia miał gdzieś wyjechać na trzy dni. Kiedy wróci mnie nie będzie.
 - Dzień dobry – powiedziałam radośnie, donośnie stukając butami, kiedy szłam po czarno-białych kafelkach.
            Mark uniósł wzrok znad gazety. Widziałam wielokrotnie, że najpierw czytał ją jego ojciec, a w następstwie on. Później, jeśli udało im się zjeść razem obiad, rozmawiali o wydarzeniach, które opisywane były w artykułach.
 - Ktoś ma chyba dobry humor – mruknął.
            Zaparzyłam sobie mocną kawę. Kiedy stawiałam kubek na blacie, Mark się skrzywił.
 - Od kiedy ty taką pijesz?
 - Od teraz – posumowałam, biorąc dużego łyka.
             Wzięłam sobie duże, czerwone jabłko, opłukałam je wodą, po czym wgryzłam się w nie. Żując spokojnie, przechadzałam się po kuchni, podziwiając idealnie posadzone kwiatki w donicy na parapecie, albo doskonale białe kafelki.
 - Powinnaś zjeść normalne śniadanie – zaproponował brat Natalie, śledząc moje ruchy.
 - Nie jadam śniadań – odparłam.
            Uniósł brwi, lecz nic nie powiedział. Dalej czytał gazetę, podczas kiedy ja skończyłam jeść i wyrzuciłam ogryzek do kosza na śmierci.
            W końcu westchnęłam i bez słowa poszłam z powrotem do pokoju. Wzięłam torebkę, pamiętnik Natalie oraz telefon. Kiedy schodziłam do drzwi wejściowych, Mark krzyknął do mnie.
 - Wychodzisz?
 -  Nie, idę popodziwiać bramę przed domem – odparłam, zamykając za sobą drzwi.
            Idąc chodnikiem, mijałam ludzi, którzy mogli być ważni w życiu Natalie. Niedaleko domu, w którym mieszkała, zaczepiała mnie jakaś kobieta, pytając jak się czuję. Miałam życzliwe spojrzenie, a na pożegnanie uścisnęła mnie dłońmi, o pomarszczonej skórze.
            Czasem ktoś witał się ze mną, a widząc moje zmieszanie, odchodził, ze smutnym uśmiechem. W końcu, zdezorientowana, zadzwoniłam do Scotta. Kiedy odebrał, wręcz poczułam łzy ulgi.
 - Dzięki Bogu – westchnęłam. – Nie chciałbyś po mnie przyjechać?
 - Nie mów, że się zgubiłaś – zaśmiał się.
            Przesunęłam się trochę bliżej ogromnego budynku. Nie było mi do śmiechu z myślą, że nie wiedziałam, gdzie jestem ani w którą stronę najlepiej wrócić.
 - No dobra, gdzie jesteś?
 - Duży wieżowiec, chyba biuro – wytłumaczyłam. – Jezu, ja nawet nie wiem co to za ulica.
 - Spokojnie. Nic się nie martw. Jak spojrzysz przed siebie, zobaczysz kafejkę. Wiem, gdzie to. Idź tam, a ja za dziesięć minut będę.
 - Dziękuję – szepnęłam, po czym się rozłączyłam.
            Usiadłam przy stoliku na zewnątrz. Dziwnie się czułam – raczej rzadko kiedy chodziłam do wytwornych miejsc, gdzie umalowane panie po pięćdziesiątce siedziały przy kawie i plotkowały na temat nowych butów od kogoś tam. Czekając na Scotta zamówiłam sobie sok. Kiedy ten w końcu się pojawił, bawiłam się słomką, patrząc z niepewnością na kelnerkę, która już cztery razy pytała czy nie potrzebuje jeszcze czegoś.
 - Dobra, przepraszam, ale spanikowałam – powiedziałam do chłopaka, kiedy siadał naprzeciw mnie.
 - To nic takiego.
            Wyjęłam pamiętnik z torebki. Położyłam go na stoliku, przesuwając w jego stronę.
 - Tak naprawdę, to chciałam się z tobą spotkać – ułożyłam dłonie na stoliku. – Zanim wyjadę… chciałabym zamknąć wszystko w życiu Natalie. Stworzyć dla siebie, ale i dla niej czystą kartkę – otworzyłam pamiętnik, tam gdzie była jedna z niewielu wzmianek o jej chłopaku. – Zacznę od niego. Co się wydarzyło?            Przez moment nic nie mówił. Miałam niewiele czasu, aby wszystko zakończyć. Pociągnęłam duży łyk soku, czekając na jego reakcję.
 - Miałeś ten pamiętnik u siebie. To coś znaczy.
 - Co chcesz wiedzieć?
 - Kim tak naprawdę jest Steve, i co się stało, że Natalie nie chciała go znać.
          
            Zadzwoniłam do Steve’a, udając słodką, miłą dziewczynkę, wcale nieświadomą wydarzeń sprzed kilku tygodni. Umówiłam się z nim na spotkanie. Ubrana w wysokie buty, ze starannie wykonanym makijażem, stanęłam na wyznaczonym miejscu. Nogi lekko mi się trzęsły, po prostu bałam się tego, kogo spotkam.
            Czekając na ławce w parku, z daleka dostrzegłam barczystego faceta, w koszulce polo i złośliwym uśmieszkiem. Z opisów Scotta, poznałam go jako typowego osiłka, do tego bogatego człowieka, który myśli, że to czego chce, już należy do niego.
 - Witaj, skarbie – powitał mnie.
            Uchyliłam się przed jego wargami, kiedy chciał mnie pocałować. Uśmiechnęłam się przepraszająco, chcąc zatuszować swoje zdenerwowanie.
 - No więc, dlaczego tak późno się ze mną umawiasz? – powiedział, siadając obok.
            Zachowałam pewną odległość, co on oczywiście od razu zauważył.
 - Co z tobą? – warknął.
 - Pewnie słyszałeś, że przez ten cały ‘’wypadek’’ straciłam pamięć? – rzuciłam.
 - Lissa coś wspominała.
            Spojrzałam na niego. Skrzyżowałam ramiona, patrząc na niego z uniesionymi brwiami.
 - Lissa?
 - No tak. Chciałem wiedzieć co u ciebie, skoro o mnie zapomniałaś.
            Wyobraziłam sobie jak wiele czasu musiała spędzać z nim Natalie. Ja już miałam dosyć. Ale postanowiłam dokończyć swojego dzieła.
 - Sama za wiele nie pamiętam… ale czy nie byłbyś tak łaskawy wytłumaczyć mi, co stało się zanim wylądowałam w szpitalu?
            Spojrzał na mnie, jakby nie świadomy o czym mówiłam. Uśmiechnął się głupkowato.
 - Kochanie, przecież już zamknęliśmy ten temat… - przybliżył się tak bardzo, że poczułam jego ciepły oddech na szyi.
            Mimowolnie się odsunęłam. On głośno westchnął. Miałam dość patrzenia, jak udaje, że to nic takiego. Że wszystko jest w porządku.
 - Posłuchaj, wiem, że niestety straciłaś pamięć – powiedział. – Ale to wręcz doskonała okazja, aby zacząć wszystko od początku.
 - Od początku! – powtórzyłam głośno. – Myślisz, że nawet jeśli zapomniałam, to i tak bym się nie dowiedziała?
            Uniósł brew.
 - Mówisz o tym głupim, drobnym… - Drobnym?! Nie wiem dla kogo on może być dobry. Sam fakt, że muszę na ciebie patrzeć mnie brzydzi – rzuciłam, patrząc na obcego mi chłopaka.
            Momentalnie zmienił swoje podejście. Na jego twarzy odmalowała się zarówno powaga, jak i złość. Zacisnął szczęki, mocno ściskając usta. Ja w akcie desperacji wstała, zaciskając pięści. Nie mógł zauważyć, jak strasznie się go bałam.
 - Jesteś potworem – jęknęłam.
            Zerwał się z miejsca. Zanim zdążyłam zareagować, złapał mnie za nadgarstki, skutecznie powstrzymując mnie przed odsunięciem się.
 - Co ty sobie myślisz, Natalie? To nic nie zmienia. Dalej będzie tak jak było - powiedział prosto do mojego ucha.
            Przeszły mnie ciarki. Przełknęłam ślinę.
 - Nie – wyszeptałam.
 - Co?
 - Nie – zaprotestowałam. – Nic nie będzie tak samo.
            W tym momencie wyszarpałam się z jego uścisku, czego on sam się nie spodziewał. Spojrzał na mnie z lekkim szokiem, a ja uniosłam hardo brodę do góry, patrząc prosto w jego oczy. Wyobraziłam sobie Natalie, która w tym momencie skuliła się i trwała dalej w toksycznym związku.  - To wszystko jest skończone – warknęłam. – Nigdy więcej nie chcę cię widzieć na oczy.
            Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie. Trzęsły mi się dłonie, a kiedy jego ręka ponownie zacisnęła się na moim nadgarstku, poczułam ból. Odwróciłam się z trudem ku mężczyźnie, na którego twarzy malowała się żywa furia.
 - Odszczekaj to. – Syknął.
            Przymrużyłam oczy, kiedy zacisnął dłoń na moim ramieniu. Miał straszną siłę w obu dłoniach, skutecznie przytrzymując mnie w miejscu. Patrzył na mnie zachłannie, pewny, że mu ulegnę.
 - To. Koniec – powiedziałam najspokojniej jak umiałam.
            Zacisnął palce na mojej skórze jeszcze mocniej. Jęknęłam z bólu, stał strasznie blisko, nie dając mi nawet szansy na wyswobodzenia się. Może i nie dałbym rady, lecz pomyślałam o całym swoim życiu – składającym się z kłamstw, bólu i grzechów innych, odbijających się na niewinnych osobach. Natalie była chora; potrzebowała pomocy i wsparcia, ale żadna bliska osoba jej go nie ofiarowała. Zaś chłopak, który powinien jak najbardziej jej pomóc – zachował się jak zwykły dupek.  - Moi rodzice wiedzą. Mój brat i Scott też. Jeśli coś mi się stanie, to ty będziesz pierwszym podejrzanym.
            Puścił mnie. Gwałtowanie i bez ostrzeżenia, przez co zatoczyłam się do tyłu, mało co nie upadając. Złapałam się za obolałe ramie, rozmasowując je ostrożnie. Spojrzałam na niego po raz ostatni, w końcu decydując się odejść. Idąc wolny, krokiem na ścieżkę, usłyszałam za sobą szyderczy głos chłopaka.
 - Skoro już tak chcesz wszystko naprostować, idź do swojej koleżaneczki Lissy. Ona raczej rzadko kiedy była z tobą szczera.
            Zatrzymałam się. – Co masz przez to na myśli?
            Jego śmiech obił się w mojej głowie.
 - Jest niezła w łóżku.
             Lissa z uśmiechem powitała mnie, poprawiając króciutką spódniczkę, kiedy siadała na ławce. Udało mi się odnaleźć miejsce, gdzie nie było zbyt tłoczno. Dziewczyna położyła dłonie na blacie stołu przed nami, stukając długimi paznokciami o płytę.
 - Coś się stało, kochana? – cmoknęła. – Tak nagle zadzwoniłaś.
            Dalej masowałam nadgarstek. Miałam na nim już pierwsze oznaki siniaków, ale w głębi duszy cieszyłam się, że miałam za sobą spotkanie z tym chłopakiem. Lecz patrzenie jak ‘’przyjaciółka’’ Natalie ze spokojem wpatruje się w ciebie oczami, obramowanymi czarną kredką, przyprawiało mnie o odruch wymiotny. Dziewczyna, która uważała się za tak bliską jej osobę… - Chcę cię tylko o coś zapytać – zaczęłam. – I oczekuję szczerej odpowiedzi.
            Pokiwała ochoczo głową.
 - Jasne, pytaj.
            Wzięłam głęboki oddech, starając się powstrzymać drżenie głosu. Życie Natalie było straszne – pełne kłamstw. Niewiele różniło się od mojego. Lecz ja umiałam się temu postawić, a ona nie potrafiła. Za bardzo się bała. Nie mogłam zostawić tego tak po prostu, zanim opuściłabym to miejsce.  Musiałam zamknąć stary rozdział. Napisać nowy, swoim własnym piórem.
 -  Ci się łączy ze Steve’m?
            Zobaczyłam jak z jej twarz przybiera najjaśniejszy z możliwych odcieni. Nawet jeśli chciałaby kłamać, po jej rysach łatwo było domyślić się prawdy.
 - Słu..słucham? – bąknęła, przełykając głośno ślinę.
            Wyprostowałam się, lekko wychylając w jej stronę.
 - To co słyszałaś. Co łączy cię z Steve’m?
            Osoby takie jak Lissa nie liczyły się z konsekwencjami. Dla niej najważniejsze były pieniądze, to co mogą za nie kupić i mieć. Nowa torebka, modne ubrania, mocny makijaż i wiele ‘’znajomych’’. Ale nie pomyślała zapewne, że jej przyjaciółeczka w końcu się domyśli.
 - Proszę bardzo, mów – warknęłam, nie przejmując się już swoimi słowami.
 - Natalie… - wyszeptała przerażona, patrząc na mnie okrągłymi oczami.
 - Więc taka jesteś, tak? Za moimi plecami, spotykałaś się z moim chłopakiem?
            Położyłam obie dłonie na stoliku. Wyobraziłam sobie, że Lissa cały czas oszukiwała Natalie, udając, że jest dla niej kimś ważnych.
 - A czy pochwalił ci się, co takie próbował zrobić?
            Spojrzała na mnie zaszklonym wzrokiem, kręcąc głową.
 - A czy wiedziałaś co tak naprawdę sprawiło, że prawie umarłam?
            Naginałam prawdę. Natalie umarła. Byłam za to ja. Ale nie mogłam pozwolić, by żyła bez wyrzutów sumienia.
 - Najpierw mnie upił – szepnęłam, krzywiąc się. – A potem próbował zgwałcić.
            Zasłoniła usta dłonią. Po jej policzku popłynęła łza, którą gwałtowanie strąciła, kręcąc głową.
 - Natalie, ja nie wiedziałam… - Najśmieszniejsze jest to, że nikt w to nie wierzył. Tobie nie było nawet sensu mówić, bo wierzyłaś w jego świętość. Ale tak naprawdę chodziło ci tylko o jedno.
            Załkała. Poczułam w sobie prawdziwą złość. Taką, której nie byłam w stanie wyładować na nikim innym, jak tylko na winnej dziewczynie, która postanowiła zdradzić swoją przyjaciółkę.
 - Myślałaś tylko o sobie – mówiłam chłodnym głosem, wyzbytym emocji, chociaż w środku wręcz się we mnie gotowało. – Pozwalałaś mi chodzić na te wszystkie imprezy. Chore serce i alkohol. Idealnie. Kochałaś się z moim chłopakiem, równocześnie zapewniając mnie o swojej dozgonnej miłości. Powinnaś chyba poznać prawdę. To nie serce mnie zabiło. Ale wy.
            Wstałam. Chciałam ją zostawić w takim stanie, ale nawet moje sumienie mi na to nie pozwalało.
 - Próbowałam się zabić. I dopiero to pozwoliło przejrzeć na oczy niektórym. Może tobie też pomoże.
            I w tym momencie odeszłam. Wiedziałam, że wstała, ale ja szybkim krokiem odeszłam, idąc przed siebie. Skupiałam się tylko na łzach, gromadzących się w moich oczach i drodze – nie chciałam na nikogo wpaść, ani przewrócić się na wysokich butach.
            Wbiegłam do jakiegoś parku, starannie wymijając dzieci na ścieżce. Opadłam na jakoś ławkę, zrzuciłam buty i podkuliłam pod siebie nogi. Nie płakałam. Nie miałam nad czym. Ale historia, jaką opowiedział mi Scott, przewyższyła jakiekolwiek moje podejrzenia.
            Natalie pokłóciła się z mamą. Miała dość studiów, które wybrała jej właśnie ta kobieta. Chciała je rzucić i zająć się czymś, co ją naprawdę interesowało. Lecz matka jej nie pozwoliła. Wypomniała, że ta dba tylko o jej przyszłość, w którą wiele trzeba zainwestować. Natalie wyszła z domu bez słowa. Zadzwoniła do Steve’a, który zabrał ją do klubu. Dziewczyna nie liczyła się z faktem, że każdy łyk alkoholu szkodzi jej jeszcze bardziej. Nerwy, alkohol, tłok sprawiały, że czuła się coraz gorzej. Ale ona tylko zapijała swoje zmartwienia. W końcu Steve zauważył, że jest już w strasznym stanie, więc zabrał ją do swojego mieszkania.
            Tam z chęcią położyła się w jego łóżku, ale chłopak nie próżnował. Chciał ją wykorzystać, myśląc, że jeśli była pod wpływem to niczego nie zapamięta – od zawsze powtarzała mu, że chce zaczekać do ślubu. Natalie zatrzymała jednak resztki świadomości, opierając się z całych sił. Groził jej, kilkakrotnie uderzył, aż w końcu pod wpływem adrenaliny uciekła.
            W następstwie otrzymała setki gróźb, że jeśli komuś powie, to pożałuje. Nie umiała tego wytrzymać. Zadzwoniła do Scotta, opowiedziała mu wszystko, ale zanim on zdążył zareagować, wzięła jakieś tabletki i ponownie się upiła. Kiedy jej rodzice znaleźli ją w łóżku, z butelką opróżnioną butelką, zabrali ją do szpitala. Stan krytyczny, chyba większe zagrożenie ze strony choroby serca, niż samego przedawkowania leków.
Oczywiście Scott powiedział jej rodzicom od razu co się stało. To on do nich zadzwonił, żeby wrócili do domu. Opowiedział im, co zrobił Steve. A kiedy rodzice otrzymali od lekarzy diagnozę, że słowa chłopaka się zgadzają – dziewczyna ma mnóstwo zadrapań i siniaków oraz, iż była to prawdopodobna próba samobójcza – oskarżyli Scotta o to, że wcześniej nie powiedział im, o dolegliwościach córki.
Było im na rękę to, że ‘’Natalie’’ nic nie pamięta. Mogli udawać, że nic takiego się nie stało. Odizolować ją i od najlepszego przyjaciel, jak i od chłopaka. Nie przewidzieli tylko, że wszystko ułoży się inaczej.
 Następnego dnia siedziałam na łóżku, wpatrując się w leżący przede mną telefon. Co chwilę po niego sięgałam, lecz nie miałam odwagi wcisnąć zielonej słuchawki, przy numerze, który widniał na ekranie.
Poszłam do łazienki. Oparłam się o umywalkę, patrząc na swoje odbicie w lustrze.
Nie byłam Natalie. Byłam Even. Miałam swoje życie – z dala od tego, co działo się w Bostonie, w rodzinie, która nigdy nie mogła stać się moją. Wówczas, nie potrafiłam nawet spojrzeć w oczy, któremukolwiek z domowników.
Opryskałam twarz zimną wodą. Powoli przyzwyczajałam się do ciała, które poniekąd zostało mi dane. Często śledziłam swoimi ciemnymi oczami twarz młodej kobiety, która prawie wcale nie przypominała mego dawnego oblicza. Jednak wyobrażałam sobie przyszłości, którą mogłabym spędzić w ciele Natalie.
 - Dasz radę, Even – szepnęłam do odbicia. – Co to dla ciebie.
            Wróciłam do pokoju, chwyciłam telefon. Usiadłam na podłodze, opierając się plecami o łóżko. Po tym jak nacisnęłam słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha, poczułam jak moje serce zaczyna bić jak szalone. Przy pierwszy sygnale wzdrygnęłam się, posłusznie czekając. Jakaś część mnie miała nadzieję, że nie odbierze. Druga zaś, błagała, aby odebrał.
 - Halo?
            Jego głos zabrzmiał mi w uszach, a serce na moment się zatrzymało. Nie byłam wstanie nic powiedzieć. Lekko zachrypłe halo, zostało powtórzone dwukrotnie, a potem Logan się rozłączył. Nie obchodziło mnie nic innego – on był czymś, co ciągnęło mnie ku górze. A skoro żyłam, mogłam do niego wrócić. Spróbować.
            Zaśmiałam się łagodnie, chociaż po moich policzkach toczyły się łzy, ciężkie i słone. Toczyły się, dając mi jasny przekaz – mam cel.
            Ponownie podniosłam telefon, ty razem dzwoniąc do Scotta.
 - Mógłbyś po mnie przyjechać? – zapytałam spokojnie.
 - Jasne – rzucił. – Gdzie konkretnie?
 - Kojarzysz jakiegoś dobrego fryzjera w okolicy?
 - Będę za pięć minut, kochana. Nie wiem co chcesz zrobić, ale się na to piszę.
            Pojawił się, a ja z nieoczekiwaną radością wsiadłam do samochodu, raz po raz zerkając w lusterko.
 - No dobrze, co to za szatański plan? – zapytał.
 - Raczej nie próbowałeś sobie mnie wyobrazić, prawda? Mnie, Even?
            Pokręcił przecząco głową, jednocześnie zmieniając pas ruchu. Prowadził bardzo dobrze i pewnie, co niezwykle mnie satysfakcjonowało.
 - Podejrzewam, że chcesz wrócić tam chociaż jako odrobinka ciebie – zerknął w moją stronę. – Mam rację?
            Wyjrzałam przez okno. Wieczorem, kiedy księżyc zawiśnie na niebie, a lampy oświetlą ulicę, ja będę zmierzać na lotnisko. Wrócę do domu.
 - Chcę chociaż przypominać siebie – wytłumaczyłam.
 - Stąd twój strój? – wskazał na mnie.
            Uśmiechnęłam się.  Udało mi się odnaleźć w szafie Natalie coś, co przypominało moją dawną garderobę. - Zobaczysz kogoś, kto przypomina Even Alians – podsumowałam, kiedy zatrzymał się przed salonem fryzjerskim.
 - Więc czekam z niecierpliwością.
            Weszłam do budynku – przestronnego, pełnego wylewnych ozdób. Miał jasne ściany i ogromne lustra, w których przeglądały się zadowolone klientki. Na krześle, obok stoliczka z magazynami, siedziała tylko jedna kobieta, przyglądając się swojemu telefonowi.
 - Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – przywitała mnie miło, młoda dziewczyna, w czarnym kombinezonie.
 - Chciałabym trochę zmienić swoją fryzurę – powiedziałam miło, wskazując na blond czuprynę.
 - Oczywiście – pokiwała głową. – Proszę usiąść, za chwilkę ktoś się panią zajmie.
            Przejrzałam dwa katalogi, starannie przyglądając się proponowanym kolorom, aż w końcu stanęła nade mną, na oko trzydziestoletnia, kobieta. Na nosie miała okrągłe okulary, idealnie podkreślające owalny kształt twarzy. Włosy miała misternie zaplecione, aż kusiło mnie zapytać ile się czesze rankiem.
 - Zapraszam – wskazała dłonią na wolny fotel.      
            Usiadłam na nim, patrząc na twarz Natalie, przyglądającą mi się pilnie. - Więc jakiej zmiany pani oczekuję?
            Wyjaśniłam jej dość obszernie, jak chciałabym aby mnie obcięła. Wskazałam połączenie kolorów, których oczekiwałam na swojej głowie. Kobieta kiwała głową, a kiedy zabrała się za obcinanie, łapiąc kosmyki blond włosów, mruczała pod nosem.
 - Takie ładne…            Ja tylko się uśmiechnęłam, przypominając sobie jak wiele razy w swoim życiu obcinałam sobie włosy sama, w łazience, tępymi nożyczkami, tragicznie je strzępiąc. Byłam przyzwyczajona do spontanicznych kucyków, żadnych gładkich koków.
            Jeśli miałam wrócić do domu, to tylko jako ja.
             Przez ogromne okno widziałam samolot, który już na mnie czekał. Spojrzałam na Scotta, który stał obok mnie, z delikatnym uśmiechem krążącym na wargach. Ciągle przyglądał mi się, rejestrując zmiany.
 - Naprawdę nie mogę w to uwierzyć… Serio kiedyś wyglądałaś podobnie?
- To jest jeszcze nic – zaśmiałam się. – Kiedyś miałam całe czerwone włosy.
            Otworzył szeroko usta, aby w następstwie zacząć śmiać się razem ze mną. Widziałam swoje odbicie – włosy skróciłam, a zamiast blond fal, miałam na nich czerwone ombre, które kończyło się brązem na czubku głowy. Wyglądało to tak naturalnie, a ja czułam się bardziej sobą, widząc ciemno podkreślone oczy.
            Scott odprowadził mnie najdalej jak mógł. Przyglądał mi się ciepłym wzrokiem. Zrobił dla mnie tak wiele, zaufał i uwierzył, kiedy inni tego nie zrobili.
            Rzuciłam mu się w ramiona. Wciągnęłam mocny zapach perfum, który już zaczął kojarzyć mi się z przyjacielem.
 - Dziękuję ci, naprawdę – wyszeptałam wzruszona. – Tyle dla mnie zrobiłeś. Uwierzyłeś mi.
  - Nie ma za co – odparł cicho, otaczając mnie ramieniem. – Ja… zrobiłbym wszystko dla Natalie. A skoro jej nie ma, zrobię wszystko dla ciebie.
            Odsunęłam się i patrząc mu w oczy, dodałam jeszcze:
 - Nigdy ci tego nie zapomnę.
            On uśmiechnął się.
 - Mam taką nadzieję. Dzwoń do mnie, a w razie czego mogę ci jeszcze pomóc.
            Jeszcze raz go przytuliłam.
 - Dziękuję. Za wszystko. Jestem pewna, że ty też sobie ułożysz życie, tak jak tego pragniesz. Nie możesz całe życie się z tym kryć. Prawda bywa bolesna, ale jest lepsza od kłamstwa.
 - Wiem. Ale moi rodzice… - Twoja mama cię zrozumie. Gorzej z tatą.
            Zmrużył oczy, patrząc na mnie podejrzliwie.
 - Skąd możesz to wiedzieć? – zapytał lekko drżącym głosem.
 - Mówiłam ci, że zanim wyjadę muszę wszystko uporządkować. Po za tym – coś ci się należało, za twoją bezinteresowną pomoc.
            Pokręcił głową, ale się uśmiechnął. Westchnęłam, poprawiając torebkę na ramieniu. Za kilka godzin miałam już być w domu.
 - Jesteś kimś niezwykłym, Even – powiedział cicho.
 - Odrodzenie się wcale nie definiuje człowieka pod względem niezwykłości – rzuciłam. – Ty również jesteś wyjątkowy. Nie zapominaj o tym.
            Pokiwał głową. Po raz ostatni rozejrzałam się po lotnisku, biorąc głęboki oddech. Pokierowałam się w wyznaczone miejsce, a małym tłumkiem ludzi, którzy kierowali się w tę samą stronę co ja. Odwróciłam się w stronę Scotta, pomachałam mu z uśmiechem, po czym ruszyłam prosto do samolotu.
            Usiadłam na swoim miejscu. Patrzyłam na roześmiane buzie małych dzieci, ekscytujących się podróżą. Widziałam kobiety podobne do mamy Natalie – wyniosłe bogaczki. Ale oni znaczyli na mnie tyle samo co nic – ich życie należało do nich, ja miałam własne.
            Zamknęłam oczy.
            Dziękuję Ci, Boże, że dałeś mi szansę. Zrobię wszystko, by właściwie wypełnić Twoją wolę.
          
          
           
            

poniedziałek, 20 marca 2017

Rozdział pięćdziesiąty pierwszy

                28 grudnia, 2014r.
Kolejna zła diagnoza. Serce bije coraz gorzej, wolniej i słabiej. Mogą minąć lata, bądź miesiące, kiedy będzie mi potrzebne nowe.
Świat jest szary. Każdy ma mnie za delikatne piórko, o które trzeba dbać. Bo chora. Nietykalna.
Inna.

                Każdy kolejny tekst napisany ręką Natalie był bardzo oszczędny. Jej słowa stanowiły zagadkę, nieodgadnioną pętle zdań, które mogły mieć przeogromne znaczenie.
                Przez pierwsze dni prowadzenie pamiętnika, Natalie w większości wklejała zdjęcia, pokazujące wydarzenia danego dnia. Czasem, widać było, że dany dzień był bardzo wyjątkowy, bo opisy natury i przebiegu różnych przygód były bardzo długie i dokładne. Pojawiały się nowe cytaty, z kolejnych przeczytanych przez nią książek. Jak na wówczas dwudziestolatkę przejawiała ogromne zainteresowanie prowadzenia pamiętniku.
                Jednak widać było ogromną zmianę. Piękne i długie opisy, zmieniły się w dołujące teksty. Natalie coraz rzadziej pisała, a większość jej wpisów była mętna i przepełniona żałością.

10 stycznia, 2015r.
Każdy dzień jest taki straszny. Ludzie przekonują mnie o swojej nienawiści do świata. Każdy pastwi się nade mną wyrazami współczucia.
,,Jak się dziś czujesz’’ pytają z żałosnymi uśmiechami, które niby mają dodać mi odwagi. Nikt nie robi tego z czystego serca. Kłamią. Ranią mnie. Chcą, abym szybciej zniknęła. Zrobiła miejsce dla lepszych ode mnie.


                Kolejne dni podsuwały mi złośliwe myśli. Nie chciałam wierzyć własnemu umysłowi. Zaczęłam poznawać nową Natalie – bez imprez, super znajomych. Zaglądałam do jej umysłu. Chociaż czułam się jakbym zdzierała z niej kolejne warstwy, nie kończyłam czytać.

15 luty, 2015r.
Cieszę się, że Scott tak mi zaufał. Powiedział mi o sobie wszystko. W zamian za to, jak mało o sobie mówię mu ja.
Nie potrafiłam zrozumieć, jak mogłam tego nie zauważyć. Był moim prawdziwym przyjacielem – myliłam się. Dopiero dziś stał się nim naprawdę – ukazując mi cząstkę swej duszy.
On naprawdę sprawił, że uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Po raz pierwszy od miesięcy, przypomniałam sobie, jak to jest cieszyć się.
Zaufał mi. Jego sekret nie jest ważny – jego uczucia, mnie nie interesują na tyle, by zerwać przyjaźń. Boję się tylko, że inni tego nie pojmą. Nie zrozumieją, że liczy się jego nieskazitelna dusza. Jego rodzice zapewne nigdy nie rozumieją. Wyklną go, porzucą, wydziedziczą. Ale ja mu pomogę. Bo on obiecał, że pomoże mi.

20 marca, 2015r.
Powiedziałam mu.

            Poznałam prawdę o rodzinie Brownów. Tak jak wcześniej myślałam, matka Natalie, była apodyktyczną kobietą, która ,,dbała’’ o przyszłość swoich dzieci, lecz tak naprawdę ustawiała ich tak jak chciała. To ona wybrała studia Natalie, których dziewczyna szczerze nienawidziła. Chciała by wszystko było po jej myśli. Przez to wielokrotnie kłóciła się z mężem, który chciał tylko normalnej, szczęśliwej rodziny.
            Nie raz grozili sobie rozwodem. Ale widząca nad nimi groźba złej reputacji ich powstrzymywała. Przez to kłócił się z nimi Mark, który nie chciał kłaniać się matce. Stał się oschły. Zamknięty w sobie. Odizolował się od siostry, która szczególnie go potrzebowała.
            Lissa była tylko dziewczyną, a Natalie była zmuszona by się z nią bawić. Nie lubiła jej – była sztuczna i komentowała każdego. Jej sztuczność odpychała innych o niej.
            Każda nowa notatka pozostawiona przez Natalie, opowiadała mi o jej życiu. Kiedy zaczynała prowadzić pamiętnik, była miła i subtelna. Kochała życie. Ale wraz z czasem się zmieniła.
            Jeden z jej ostatnich wpisów był bardzo obszerny. I zagmatwany.

15 kwietnia, 2015r.
Chciałam walczyć. Scott mi kazał. Chciałam walczyć dla samej siebie. Życie miało nabrać kolorów. Miałam dobrowolnie zapisać się na terapie. Brakowało mi bodźca, który sprawiłby, że wydostałabym się z dołu, w którym siedziałam.
Prawdopodobnie byłam zbyt ślepa, by w to wierzyć. Nie chciałam żyć. Życie było za trudne, długie i męczące. Każdy poranek był walką o to, by w ogóle wstać. W szkole każdy głos był jedną osobą, a nauczyciele irytowali mnie swoimi wypowiedziami, które składały się na nasze nieposłuszeństwo i nieuctwo.
Wierzyłam, że szarość, która zasłaniała mi oczy, zniknie. Tak jak dawniej, zaczęłam planować przyszłość. Miałam powiedzieć rodzicom prawdę, to co o nich myślę.

Słońce rani moje oczy swymi promieniami. Czasem wydaje mi się, że wypala cały mój wzrok.
Nie mam już serca. Wybuchło ono na maleńkie kawałeczki, a to co bije w mojej piersi, to właśnie te kawałki, obijające się o żebra. Małe dzieci denerwują mnie tak jak zwierzęta – ich krzyki, piski rozrywają mi uszy. Wszystko jest w czerni. I bieli. Kolory wyblakły. Miejsca, do których kochałam chodzić, straciły sens.
 Każdy łyk alkoholu może być ostatnim. Lecz ja dalej piję. Mam nadzieję, że nieświadoma zasnę, a moje myśli przestaną galopować. Moi bliscy są jak obcy. Ja jestem jak ktoś obcy.

Marzę o przerwie. By wszystko zniknęło. Chciałabym zasnąć na pewien czas – przestać udawać, że żarty mnie śmieszą, a docinki na źle ubrane kobiety fascynują. Chcę przez chwilę nie ukrywać emocji. Być po prostu sobą.

20 kwietnia, 2015r.
To dziś. Dziś się to skończy.



                Scott  po mnie przyjechał. Tym razem patrzył na mnie, rejestrując każdy mój ruch. Miałam na sobie sukienkę Natalie, o brawie bardzo jasnego błękitu. Majowe popołudnie było jasne i pogodne, toteż z radością rozkoszowałam się dotykiem słońca na nagiej skórze ramion.
            Kiedy wysiedliśmy, nie potrafiłam zostać tylko na masce samochodu. Ruszyłam przed siebie, starając się omijać gałązki na ziemi i nie zranić się krzewami.
            Scott szedł za mną bardzo cicho, jakby wcale go nie było. W końcu znalazłam mały, drewniany pomost, prawdopodobnie stworzony przez rybaków, którzy chcieli mieć swoje miejsce na połów ryb.
            Usiedliśmy na deskach, uprzednio ukrytych pod kocem w kratkę, przyniesionym przez Scotta. Chłopak siedział w pełnej odległości ode mnie. Ja zaś, niczym dziecko podekscytowane wyjściem na dwór, zdjęłam buty i zanurzyłam stopy w chłodnej wodzie. Przez moment podziwiałam drzewa, które schylały się, przez co ich gałęzie, wraz z licznymi liśćmi były zanurzone w zimnym strumieniu. Mnóstwo ptaków przysiadło w koronach wierzb i dębów, podśpiewując cicho.
            Chciałam móc się tym cieszyć, ale niestety, słowa, które przeczytałam w pamiętniku Natalie, wciąż krążyły mi po głowie, a pytania, które wciąż nasuwały mi się na język, nie pozostawiały mnie w spokoju.
 - To nie był przypadek, prawda? – przerwałam w końcu ciszę.
            Scott spojrzał na mnie, marszcząc brwi. Zamiast odpowiedzieć, wyjął coś z przyniesionego koszyka. Poczułam się, tak, jak czuć się mogła Natalie. Miłe popołudnia, spędzone na piknikach z najlepszym przyjacielem. Ale to były tylko te dobre chwile. Momenty, w których mogła być sobą chociaż przez moment. Nikt nie ranił jej przypadkowymi słowami, a uśmiechy nie były wymuszone.
            Scott podał mi plastikowy kubeczek, napełniony do połowy jakimś płynem. Z chęcią napiłam się, ale niezbyt smakował mi ten dziwny napój. Odstawiłam więc na bok naczynie.
 - Co ona zrobiła? – zapytałam znowu.
            Chłopak ścisnął wargi.
 - Jaka ona?
            Przewróciłam oczami.
 - Wiesz o kim mówię – rzuciłam, odwracając wzrok w stronę jeziora.
            Scott przysunął się bliżej mnie. Poczułam ciepło jego rozgrzanego ciała i zapach perfum – swoją drogą dość mocnych. Tak samo jak wcześniej był zadbanym i idealnie ubranym chłopakiem.
 - Alkohol i serce w końcu się zgrali – wymamrotałam.
 - Dobra, Natalie, zaczynasz mnie przerażać…
            Odwróciłam głowę w jego kierunku. Patrzył na mnie spokojnie, chociaż w jego twarzy kryły się emocje, które starannie skrywał.
 - Ja wiem, że ty wszystko pamiętasz, tylko udajesz – wybąknął.
            Uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że moja twarz, podobnie jak jego, wyraża aż nazbyt. Przechyliłam się lekko w stronę wody, tak aby widzieć swoje odbicie. To nie była moja twarz. To nie było również moje życie. Nie byłam przyjaciółką Scotta. Nie byłam jedną z Brown’ów. Nie mogłam kłamać przez resztę życia. Bo moje życie było gdzie indziej.
 - W pamiętniku napisała, że to dziś. Podejrzewam, że zaplanowała samobójstwo.
            Z twarzy mojego towarzysza odpłynęła cała krew. Przez moment poruszał wargami jak ryba wyciągnięta z wody, ale nic nie powiedział. Ale ja nie potrzebowałam słów. Sama się domyśliłam.
 - Była chora, prawda?
            Pokiwał głową. Nadal nic nie powiedział.
 - Dlaczego nikomu nie powiedziałeś? Przecież depresja mogła ją zabić. Poniekąd to zrobiła.
            Scott zbladł jeszcze bardziej. Patrzył na mnie z całkowicie nieukrywanym strachem, jakby moje słowa były gorsze, niż najstraszniejszy horror.
 - Wiedziałaś o mnie coś… gdyby moi rodzice się dowiedzieli… powiedziałaś, że jeśli komuś powiem…
 - Rozumiem – uśmiechnęłam się, jak nauczycielka, wysłuchująca wyjaśnień ucznia. – Ale czy nie pomyślałeś, że choroba serca, alkohol, choroba psychiczna i coś co ją całkowicie załamało, sprawiły, że podjęła się najgorszej opcji?
            Scott wstał. Położył dłonie na głowie i przez moment godził w kółko, zbierając myśli.
 - Nie wiem o czym ty mówisz – westchnął. – Zachowujesz się jakbyś to nie była ty.
 - Bo to nie byłam ja – przyznałam ze stoickim spokojem.
            Zmarszczył brwi. Wpatrywał się we mnie, a ja odparowywałam jego spojrzenie. Musiałam zaufać jednej osobie. Musiałam dowiedzieć się co stało się Natalie. Musiałam wrócić do bliskich.
 - Jak sądzisz, co dzieje się z człowiekiem po śmierci? – spytałam go cicho, tajemniczym głosem.
 - Natalie o czym ty mówisz…
 - A gdybym ci powiedziała, że duchy, jakaś cząstka życia po śmierci, istnieje? Że nasza dusza może trwać wiele lat po tym, jak już nasze ciało spocznie w ziemi?
            Mina Scotta zdradzała wiele. Powątpienie, mieszaninę strachu i niepewności. Kiedy na niego patrzyłam, przypominał mi Nicka – tego smutnego chłopaka, u którego okres dojrzewania stracił sens, gdy jego rodzina całkowicie się rozpadła. Scott jednak miał jakby dwa oblicza – mocno zaciśnięta szczęka i zmarszczone czoło, zdradzały, jak intensywnie myślał. I chociaż tak naprawdę nie powinnam była mu, od tak zaufać, postanowiłam to zrobić.
 - Możesz mi nie uwierzyć – szepnęłam.
            Przez moment zdawało mi się, że wszystko się zamazało, a na tym moście stoję ja i, nie Scott, lecz Logan. Siedem lat wcześniej nie odważyłam się wyznać mu prawdy. A może gdybym to zrobiła, żyłabym wraz z nim i bliskimi?
            Nie patrząc Scottowi w twarz, po prostu wyobrażając sobie, że to ktoś kto naprawdę mnie rozumie, powiedziałam to nagłos, pierwszy raz pozwalając, by usłyszała to inna osoba.
 - Nazywam się Even Alians.
            Łza spłynęła mi z oka. Nie otarłam jej, a żadna inna nie popłynęła jej śladem. Stałam tam, patrząc na niebo, niebo, które stało się dla mnie błogosławieństwem.
 - Natalie nie żyje – wykrztusiłam w końcu. – Tamtego dnia nie ona się zbudziła, lecz ja.
            Scott podszedł do mnie. Teraz nie ukrywał już zakłopotania, co całkowicie mnie nie dziwiło. Nie zdziwiło by nie też to, że mi nie uwierzy.
 - Ty chyba całkiem zwariowałaś – westchnął. – To niedorzeczne…
 - Po co miałabym to wymyślać? – zapytałam chłodno.
            Przełknął ślinę. Skrzyżowałam ramiona na piersiach, jakbym chciała się ogrzać i odwróciłam się w stronę Scotta.
            Podeszłam do niego. Patrząc mu w oczy, mówiłam miękko, uważanie dobierając słowa.
 - Spójrz w moje oczy – wyszeptałam. – Czy widzisz oczy Natalie?
            Pokręcił głową.
 - Czytałem o przypadkach, kiedy ludzkie oczy zmieniają kolor …
            Uśmiechnęłam się. Nie czułam już krępującej obecności chłopaka, którego praktycznie nie znałam. Nie czułam się oszustką – w końcu wyjawiłam komuś swoje imię i miałam zamiar wyjaśnić mu więcej. Usiadłam znowu na twardych deskach, zanurzając stopy w zimnej wodzie. Przez moment przypomniał mi się dzień, kiedy prawie utonęłam w toni jeziora. Odgoniłam od siebie to wspomnienie, pozostawiając miejsca dniom, które chciałam pamiętać.
            Poklepałam miejsce obok siebie. Chwilę czekałam, aż Scott zdecyduje się, aby usiąść. Mimo to zdjął buty, po czym podobnie jak ja, zanurzył nogi w wodzie. Przez parę minut oboje tylko miarowo poruszaliśmy stopami, momentami na któreś z nas spadały kropelki wody.
            Spojrzałam na jego twarz. Miał niespokojną minę, a w oczach było widać niewątpliwą burzę. Poszukałam jego ręki – miał miękką i delikatną skórę.
 - Mogę ci zaufać? – zapytałam szeptem.
            Walczył ze sobą. I chociaż nic nie powiedział, lekki ruch głową, kiedy przytaknął, sprawił, że zaczęłam mówić. Słowa płynęły ze mnie, jak nigdy. Mówiłam cicho, ale z pewnym entuzjazmem; nie kłamałam.
            Najpierw wprowadziłam go w swoje życie – problemy z matką, zniknięcie Kevina i izolacja mojego najlepszego przyjaciela. Stopniowo wprowadzałam wszystkie informacje, od tego, że moja prawdziwa matka nie żyła, po wypadek mojej najlepszej przyjaciółki, za który tyle się obwiniałam. Nie wspominałam tylko o wydarzeniach. Chciałam, aby znał mnie lepiej, niż była w stanie poznać mnie Amanda Alians. Opowiadałam o swoim uczuciach. Smutku, radości, żalu. Tłumaczyłam, jak zmieniłam się na przestrzeni miesięcy. Sama zdziwiłam się, ile w moim życiu było wzlotów, upadków, bólu i łez.
            Scott był doskonałym słuchaczem. Przyjął wszystko ze spokojem, a jedyne emocje ukazywały jego oczy. Nie przejął się, kiedy mówiłam o duchach, ale bardziej wzdrygał się na moje osobiste tragedie – wypadek Nicka, prawdę o moich rodzicach. Wydawało mi się, że naprawdę rozumiem to, kim byłam.
            Nie szczędziłam też moich uczuć co do Logana. Chciałam by wiedział, że był ktoś, do kogo chciałam wrócić.
            Kiedy skończyłam, czułam suchość w gardle, a w uszach obijała mi się cisza, gdy mój głos nie rozbrzmiewał. Nie miałam już nic do dopowiedzenia, czekałam tylko na reakcje Scotta.
            Już dawno wyjął nogi z wody. Siedział po turecku, obracając w dłoni jakiś dziwny przedmiot, który wyglądał jak mały globus, z uwagi na przewagę niebieskiego koloru. Przez moment bałam się, że chłopak uznał mnie za wariatkę, bądź sam zastanawiał nad swoim stanem psychicznym.
 - Jak to w ogóle możliwe? – zapytał w końcu. – Nie żyłaś, aż trafiłaś do ciała mojej przyjaciółki… to brzmi jak… dobry film.     
            Wybucham śmiechem. I chociaż nie było w tym nic, aż tak śmiesznego, nie mogłam się powstrzymać. Scott uśmiechnął się tylko półgębkiem.
 - Nie wiesz ile razy zadałam sobie to pytanie – westchnęłam głośno. – Kiedy umarłam, patrzyłam na ludzi, którzy w ogóle nie przejmowali się niczym, tracili życie w domu, w otoczeniu czterech ścian. Ja wówczas zastanawiałam się czemu musiało wypaść na mnie. Cholerna ruletka.
            Niedorzeczność tej sytuacji była ogromna. Stałam na maleńkim mostku, obok chłopaka, o którym prawie nic nie wiedziałam. Opowiadałam o sobie, mojej historii, zdając sobie sprawę, jak naprawdę wyglądało moje życie.
 - Wiem, że brzmi to jak brzmi. Ale nie sądzisz, że mogłabym to wszystko wymyślić?
            Scott szybko pokręcił głową. Potem zrobił coś, czego bym się po nim nie spodziewałam. Przygarnął mnie do siebie, aż zakręciło mi się w głowie od intensywnego zapachu perfum. Pogładził mnie delikatnie po włosach.
 - Chociaż to całkowicie abstrakcyjne, niemożliwe, to ci wierzę – szepnął.
            Nie mogłam pohamować łez, które wypłynęły mi z oczu,  kiedy Scott wykazał się takim współczuciem. Przez chwilę nadal trwałam w jego objęciach. Jednak oswobodziłam się z nich, cofając się o pół kroku.
 - Wnioskuję, że potrzebujesz mojej pomocy, aby wrócić do domu? – zapytał z uśmiechem.
 - Nie wiesz nawet jak bardzo – odparłam.
                       
            Wróciliśmy do samochodu, kiedy poczuliśmy jak pierwsze kropelki majowego deszczu skapują nam na twarze. Włączyliśmy jakoś muzykę i pojechaliśmy w kierunku obcego mi miasta.
            Scott bardzo dokładnie opisał mi Natalie, zanim zachorowała na depresję. Jego opowieści o przyjaciółce, którą rozpierała energia, a pomysły nigdy się nie kończyły, były naprawdę niesamowite. Jak się okazało oboje poznali się, gdy mieli po piętnaście lat, ale dopiero po jakimś czasie zaczęli się kolegować, a dopiero przyjaźnić.
            Z jego opisów dowiedziałam się o dziewczynie naprawdę dużo. Nienawidziła się wyróżniać pod względem majątkowym, z radością ubierała wyszukane ciuchy, jakich nie miały inne dziewczyny. Podobno w wieku szesnastu lat postanowiła, że będzie chodzić tylko w sukienkach i spódniczkach. Jej postanowienie najpewniej trwało długo, bo rzeczywiście jej szafa była wypchana owymi kreacjami.
            Momentami Scott mizerniał – zaciskał wargi, a kiedy z jego oczu znikał ten blask, wiedziałam, że zdawał sobie sprawę, iż cały czas opowiada o swojej ukochanej przyjaciółce, która nie żyła.
            Kiedy zaczynaliśmy zbliżać się do miasta, a historia z imprezy po rozdaniu dyplomów się zakończyła, spojrzałam na Scotta, który z łatwością prowadził jedną ręką.
 - Co to za tajemnica, którą wyjawiłeś Natalie? – rzuciłam w końcu.
            Znowu byłam światkiem jego przemiany – zaciśniętej szczęki. Krążyły w nim emocje, a ja jak najbardziej chciałam mu pomóc z nimi żyć.
 - Przecież możesz mi zaufać. Nie ma nic dziwniejszego od tego, co dziś ci powiedziałam.
            Mruknął coś pod nosem. Rzecz jasna nic nie zrozumiałam, ale on najwyraźniej był zadowolony z odpowiedzi.
 - Naprawdę? Myślisz, że to usłyszałam?
            Westchnął głośno. Uderzyłam go żartobliwie w ramię, a on się skrzywił. Dalej prowadził, uporczywie wpatrując się w drogę przed nami.
 - Nooo powiedz mi – wymruczałam, ponownie uderzając go w ramię.
            Złapał obiema dłońmi kierownicę.
 - Chcesz znowu zginąć? – warknął.  
            Przez moment znaczenie tych słów nie docierała do moich uszu. Dopiero po chwili przygniótł mnie ciężar zwykłego zdania, które mimo wszystko zabrzmiały całkowicie dobijająco.
            Odwróciłam się w stronę okna, czując wzbierające się w oczach łzy. Z całych sił zapierałam się przed płaczem. Ze złością otwarłam oczy. Poczułam się naprawdę źle – odważyłam się mu zaufać. On mi nie potrafił.
            Z całych sił zaciskałam szczęki, by nic nie odpowiedzieć. Straciłam cały zasób moich złośliwych uwag. Po prostu zamknęłam oczy. Ale to nie pomogło; od razu powróciły do mnie wspomnienia.
            Zobaczyłam moją przyjaciółkę, która wpada pod koła ciężarówki. Nie wiem ile lat musiałoby minąć, abym zapomniała widoku krwi i powykręcanych kości. Co noc w moich myślach pojawiał się jej trup – porozrzucane wokoło głowy włosy, martwe spojrzenie.
            W głowie znowu usłyszałam głos kobiety, oznajmiającej, że mój kuzyn miał wypadek samochodowy. Potem zobaczyłam jedyną, jedyną fotografię taty. 
            Moja dawna fobia wróciła.
            Kiedy otworzyłam oczy, mój wzrok powędrował na licznik. Scott, mimo terenu zabudowanego, jechał szybciej, niż ja bym sobie na to pozwoliła. Poczułam pierwsze kropelki potu na czole, zdając sobie sprawę, że miał rację. Gdyby stracił czujność, mogłabym umrzeć na zawsze.
 - Zatrzymaj się – pisnęłam.
            Scott spojrzał na mnie szybko, a następnie uśmiechnął się ze skuchą.
 - No dobrze, przepraszam. Trochę przegiąłem…
 - Zatrzymaj się! – wrzasnęłam.         
            Zahamował i auto zatrzymało się na poboczu. Wyszłam ze środka, wciągając oziębione powietrze. Maleńkie kropki deszczu zraszały moje czoło, a ja czułam ich chłód na nagiej skórze ramion.
            Otuliłam się nimi. Chciałam płakać – byłam w paskudnym położeniu. Z dala od bliskich, którzy uważali mnie za martwą. Z chłopakiem, który nie chciał stać się moim przyjacielem. Z ludźmi, którzy znali Natalie. Z życiem, które nie należało do mnie.
            Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Scott pojawił się przede mną, z wyjątkowo zmartwioną miną. Spojrzał w górę, na ciemne chmury, z których kapała woda.
 - Nata… Even, co się stało? – zapytał zmartwiony. – Ja naprawdę nie chciałem…
 - Nie o to chodzi – załkałam. – To wszystko zaczyna mnie przerastać.
 - Samochód – rzucił pod nosem. – Ty dalej się ich boisz?
            Pokręciłam głową.
 - To był tylko taki drobny napad.
            Pociągnęłam nosem. Było mi potwornie zimno, a deszcz, moczący włosy, które nie były moje.
 - To takie straszne. Muszę żyć w ciele, które nie jest moje. Wszystko nie należy do mnie. Nie zasłużyłam na to życie.
 - Nie mogłaś go dostać bez powodu.
            Marzyłam o byciu dawną sobą. Chciałam znowu mieć czerwone włosy, kolczyki i mój pokój, pełen brudnych ubrań na krześle. Tęskniłam za wzrokiem Nicka, ciepłym dotykiem Maxine. Chciałam znowu zatopić się w objęciach cioci. A najbardziej tęskno mi było do Logana – jego zrozumienia, zapachu, spojrzenia. Chciałam mieć przed oczami jego tatuaż, słyszeć głos, który sprawiał, że miałam dreszcze.
  - Chcę z powrotem swoje życie – wyjąkałam. – Być tylko Even.
 - Co cię tu trzyma? – uniósł jedną brew. – Możesz kupić bilet, spakować się i odlecieć do ludzi, których kochasz.
            Pokręciłam głową.
 - To zbyt łatwe. Musi być jakiś haczyk.
 - Sądzę, że za dużo już wycierpiałaś.
            Uśmiechnął się łagodnie. W jego uśmiechu było wiele ciepła, wsparcia. Rozumiałam już, za co ta cicha i skryta Natalie mogła go uwielbiać. Nie ta szalona imprezowiczka – ale chora dziewczyna, potrzebująca prawdziwego przyjaciela.
 - Jeśli chcesz, kupię ci bilet. – Zaproponował dobrodusznie chłopak. - O ile się orientuje masz konto w banku, więc dasz sobie tam radę przez pewien czas.
            Zadrżałam od chłodu, ale i nerwów. Myśl o spotkaniu tych wszystkich ludzi, rozgrzała moje serce. Dom.
 - Naprawdę zrobiłbyś to? – niedowierzałam. 
 - Dlaczego nie? A teraz wsiadaj. Bo zaraz się pochorujesz.
            Otworzył mi drzwi, a ja z wdzięcznością usiadłam. Scott włączył ogrzewanie, żebym przestała się trząść. Kiedy wybrał muzykę (dość ciekawy rodzaj country), spojrzał tylko na mnie, dziewczynę, przykładającą dłonie do wylotów powietrza, i jakby nigdy nic, rzucił:
 - Jestem gejem. Oto moja tajemnica.
 - Naprawdę? Myślałam, że chodzi co najmniej o coś w stylu, że jesteś potomkiem rodziny królewskiej – spojrzał na mnie pytająco. – Żartuję.
 - To dość… wstydliwe dla mnie – wybąknął cicho.
 - Nie wiem dlaczego – ożywiłam się. – To naprawdę nic wielkiego. Jak dla mnie. Mógł być to większy sekret. A to jest po prostu życie.
            Kiedy wjeżdżaliśmy ponownie na drogę, uśmiechnął się, jakby spadł mu kamień z serca.
 - Jesteś do niej podobna – mruknął.
           
            Dom w bostońskim centrum świecił pustką. Wszyscy jego mieszkańcy byli w pracy albo gdzieś indziej. To miejsce było całkiem inne niż domu, w jakich byłam. Czuć było chłód i brak dominacji miłości. Zdjęcia w ramkach były zbyt pozowane, a ozdoby za bardzo dopasowane do siebie. Każdy mój krok rozbrzmiewał echem.
            Zamknęłam się w pokoju Natalie. Ułożyłam się na miękkim łóżku,  z laptopem na brzuchu. Zaczęłam wstukiwać różne zdania w Google. W ten sposób chciałam zapełnić pustkę, która powstała, w oczekiwaniu na odejście z tego domu.
            Znalazłam artykuł. Był obszerny, pełen górnolotnych zdań. Autorka, młoda kobieta, pisała o wypadku, który miał miejsce nocą, siedem lat wcześniej.

            Tego dnia mogliśmy spotkań się z niezwykłym aktem odwagi. […]
            Przy ul. Broken Glass, przed klubem powszechnie znanym wśród ludności naszego miasta, doszło do wypadku, w którym uratowany został syn bogatego biznesmena, Christophera Varpola. […]. Zaledwie szesnastoletnia dziewczyna, Even A., mimo stanu, w jakim znajdowała się po wypiciu dużej ilości alkoholu (właściciel klubu został pociągnięty do odpowiedzialności za sprzedawanie alkoholu nieletnim, czytaj strona 12) ocaliła od niechybnej śmierci swojego rówieśnika, Christophera U. Niestety, dziewczyna zmarła, mimo wielu prób reanimacji. Udało nam się dowiedzieć, że dziewczyna była już wcześniej w bardzo złym stanie zdrowotnym, a silne potrącenie wywołało krwotok wewnętrzny. […]
            Pan Christopher UnderVarpol przez kilka dni pozostawał w śpiączce. Jego stan był krytyczny, znajdował się na Oddziale Intensywnej Terapii, gdzie pozostał jeszcze kilka godzin po obudzeniu. Po za wieloma bliznami chłopak może cieszyć się zdrowiem. […]
            Niestety, nie udało nam się dowiedzieć co dokładnie wydarzyło się tamtej nocy. Pan Christopher U. podobnie jak ojciec oraz bliscy znajomi, nie komentują zdarzeń. Wiemy jednak, że chłopak bardzo przeżył śmierć Even.
            […]

            Na innych stronach było wiele podobnych relacji. Nic nowego, wszędzie ogólnikowe wydarzenia.
            Poczytałam pamiętnik, przejrzałam Facebooka, ale dalej nie potrafiłam znaleźć dla siebie miejsca.
            Kiedy na telefon Natalie przyszedł SMS, zerwałam się i odczytałam wiadomość.

Możesz się pakować. Załatwiłem Ci bilet. Za dwa dni wylot.
xx          

                Ucieszona odłożyłam komórkę, po czym zaczęłam się pakować, wybierając najpotrzebniejsze rzeczy. Jeśli chodzi o same ubrania, miałam niewielki wybór i musiałam niestety spakować wiele sukienek, szukając jak najmniej roznegliżowanych.
            Siedziałam na podłodze, składając jedną z niewielu czarnych rzeczy w szafie Natalie, kiedy mój wzrok natrafił na małą półkę z książkami. Tytuły różniły się czcionką, same powieści grubościami i kolorami. Wstałam, aby podejść do biblioteczki. Książki były w większości jakimiś romansami, biografiami albo podręcznikami. Od razu rzuciła mi się w oczy mały tomik, który odcinał się na tle obszernych pozycji.
            Wysunęłam powoli zieloną książeczkę. Ujrzawszy tytuł, pojęłam, że to zbiór wierszy. Nazwisko autora brzmiało znajomo, więc otworzyłam na pierwszym wierszu.
            Przewracając kartki, ujrzałam fragmenty zaznaczone różnymi kolorami, ołówkami i długopisami. Różne notatki, podopisywane pod tekstem, pokazywały różną interpretację danego fragmentu.   
            Czytałam wiersze, lecz niezbyt wiele z nich wniosłam. W większości skupiałam się na zaznaczonych fragmentach, sugerując się gustami Natalie. Prawie u końca, tak, że mało co go nie przeoczyłam, znalazłam tekst.

,,…twe życie – niby nieodgadły rebus – nędzne się zdaje i ogromne nazbyt, gdy – to malejąc, to sięgając niebios – zastyga w kamień lub dorasta gwiazdy.’’

            Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Przypomniałam sobie, jak Logan mówił ten sam fragment dla mnie. Jego głos rozbrzmiał mi w uszach. Tęskniłam za nim. Chciałam znów być obok.
            Schowałam walizę do szafy, a sama zabrałam tomik, zagrzebując się w kołdrze. Czytałam wiersze, nagle je rozumiejąc, aż w końcu poczułam miłe uczucie spokoju, a powieki zaczęły mi ciążyć. Zamknęłam więc oczy, by śnić o ponownym spotkaniu z mężczyzną, którego kochałam.